Po drugiej stronie planety

ks. Marek Łuczak

|

MGN 12/2008

publikacja 17.11.2008 10:54

Nie marzą o komputerze. Dla większości nawet rower jest luksusem. Za to bardzo chętnie się uczą.

Po drugiej stronie planety W Trzecim Świecie dziecięce buty należą do rzadkości fot. JAKUB SZYMCZUK

Wykształcenie to dla niektórych jedyna możliwość, by wydostać się z buszu – opowiada ks. Wacław Stencel, misjonarz z Zambii. – Dzieci bardzo chętnie uczą się angielskiego. Dzięki temu różne plemiona między sobą mogą się lepiej porozumieć. Dla mieszkańców Afryki język obcy staje się pomostem, jedyną szansą na porozumienie.

MIŁOŚĆ NA ODLEGŁOŚĆ
Przemierzając czarny ląd, bardzo często spotykamy dzieci. Uśmiechnięte, spacerują ulicami miasta. – Mają szczęście – mówi drugi misjonarz, ks. Waldemar Potrapeluk – bo miasto oznacza dla nich więcej możliwości. Gorzej jest na wsi. Tam dzieci muszą pracować, a szkoła oddalona jest nieraz o wiele kilometrów. Bp Jan Ozga z Kamerunu często zachęca do tak zwanej adopcji serca albo adopcji na odległość. – Dzięki temu wieli dzieci może chodzić do szkoły – mówi. – W diecezji Doumé, gdzie pracuję, uczymy około 3,5 tys. dzieci. Diecezja położona jest całkowicie w lasach tropikalnych. Nie ma tam przemysłu, nie ma dróg, nie ma ani kilometra asfaltu. Adopcją na odległość zajmują się też siostry boromeuszki w Zambii. – Tu każde dziecko potrzebuje pomocy – mówi siostra Stanisława. – Zajęcia w szkole zaczynamy od posiłku. W przeciwnym razie nikt nie myślałby o matematyce. Puste żołądki nie pozwalają się skupić.

WĘŻE, KOMARY, SKORPIONY I PAJĄKI
Odwiedzamy jedną ze szkół na prowincji. Nie ma tu jeszcze prądu, ale na szczęście słońce wystarcza za najjaśniejsze lampy. – To Afryka – opowiada siostra Magdalena. – Nie potrzebujemy kaloryferów. Tu jest ciepło nawet w porze deszczowej – siostry pokazują urządzenie do podgrzewania wody. Kawałki blachy ułożone są tak, że promienie słoneczne odbijają się od nich i działają jak te przepuszczone przez soczewkę. Rozgrzewają garnek niemal do czerwoności. – Takich wynalazków jest więcej – dodaje pan Stanisław, dozorca w stacji misyjnej. – Po ścianach chodzą jaszczurki, ale nie trzeba się ich bać. Kiedy nie uciekają, to znak, że w środku jest bezpiecznie. Gdyby w mieszkaniu był wąż, jaszczurki schowałyby się. Afrykańskim wynalazkiem jest też tzw. moskitiera, czyli kawałek fi ranki zawieszonej na sufi cie tak, żeby jej końce zwisały na łóżko. Dzięki temu śpiący człowiek chroni się przed komarami. – Nie chodzi o ich brzęczenie, ale o malarię, którą roznoszą komary – tłumaczy pan Stanisław. Trzeba też uważać na skorpiony. Kiedy na przykład dzieci wstają z łóżka, nie mogą od razu wsadzić nogi do buta. Najpierw muszą sprawdzić, czy przypadkiem coś nie weszło do środka, bo ukąszenie niektórych skorpionów jest bardzo bolesne. – Pająków nie trzeba się obawiać – przekonują misjonarze. – One są przyjazne i pożyteczne. Wyjadają insekty.

UŚMIECH PRZEZ ŁZY
Największym zagrożeniem dla dzieci w Afryce nie są ani skorpiony, ani nawet hipopotamy czy krokodyle, które potrafią pokiereszować niejednego rybaka na brzegu rzeki. Siostra Milagros Mateos od 25 lat pracuje w Kamerunie. – Kiedy rodzice dziękują za to, że uczymy ich dzieci – mówi – odkrywam, że dajemy im możliwość, by wyszły z nędzy albo przynajmniej żyły z godnością. Siostra Teofi la Tudryn jest odpowiedzialna za ośrodek dożywiania w miejscowości Buraniro w Burundi. – Jestem pielęgniarką, moja praca, to głównie leczenie chorych – opowiada. – Nie mamy lekarzy i same musimy radzić sobie w ośrodku zdrowia, w szpitalu, na porodówce i tam, gdzie przyjmujemy i opiekujemy się dziećmi niedożywionymi. Są biedni i wygłodzeni. Może dlatego, potrafią się dzielić... – Czasami mama ze swoimi dziećmi przychodzi z daleka do naszej misji, w zawiniątku ma kilka słodkich ziemniaków dla swoich dzieci. A kiedy podbiegnie inne dziecko, uśmiechając się, zawsze je poczęstuje – opowiada siostra. – To uśmiech przez łzy – mówią misjonarze

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.