niedziela, 14 marca, 2010r.

publikacja 14.03.2010 20:41

Hau, Przyjaciele!
Co za dzień. Nie oceniam pogody, która jest podobno pod psem. Ale w końcu pies musi wyjść na spacer. Tymczasem po powrocie z kościoła moja rodzina zaczęła ostry spór na temat tego, kto ze mną wyjdzie. Każdy przekonywał, że powinien mi wystarczyć ogród, że jeśli wyjdę na dłużej, to potem konieczna będzie kąpiel, bo błoto, śnieg, deszcz, wiatr. Musiałem rozpaczliwie szczekać, by Pan zarządził losowanie i po chwili naburmuszona Paulina wzięła smycz i wściekła trzasnęła drzwiami. Próbowałem ją rozbawić, ale tylko warknęła coś obraźliwego na temat męczącego kundla i otworzyła furtkę. Rzuciłem się w stronę pól, a ona narzekała, wcisnęła ręce w kieszenie, naciągnęła kaptur i gnała przed siebie nie zwracając na mnie uwagi. Zacząłem tropić ślady i gdy podniosłem łeb, Pauliny nigdzie nie było. Rzuciłem się na poszukiwanie, ale po chwili uznałem ,że najwyższy czas wykorzystać podarowaną mi wolność. Wolnym truchtem obiegałem wszystkie domki w okolicy, potem ruszyłem na ulicę Dolnej Wsi. A skoro już tu jestem, to może udać się na Plac Grunwaldzki? Ludzi mało, śladów mnóstwo i straciłem poczucie czasu. Wreszcie poczułem głód. Byłem tak daleko, że musiałem mocno węszyć, by odnaleźć drogę do domu. Byłem bardzo zdumiony, gdy na Głowackiego spotkałem zapłakaną Paulinę, która wprost rzuciła się na mnie. "Tobi, czy ty postanowiłeś zostać Synem Marnotrawnym?" Nie, ja chcę dobry obiadek. A to czułe powitanie bardzo mi się spodobało i może znowu kiedyś wymknę się na samotny spacer? Cześć. Tobi


  • Poprzednie dni:.