sobota, 7 lutego, 2008r.

publikacja 06.02.2009 19:16

Hau, Przyjaciele!
Kończą sie ferie, kończy się spanie. Tak powinno być od poniedziałku, ale u nas zaczęło się od dnia, gdy pojawiła się kotka. Trwają narady związane z jej imieniem. Każdy ma swój pomysł i nikt nie chce ustąpić. Dzisiaj żałosne miauczenie obudziło nas po 6.00. Pani się zlitowała, nakarmiła małą, na czym i ja skorzystałem. Następnie wybiegliśmy razem do ogrodu. I nagle poczułem wiosnę. Aż się zachłysnąłem ciepłym, charakterystycznie wiosennym powietrzem. Z radości zacząłem biegać wokól domu, a kotka za mną. No to obróciłem się nagle i zaatakowałem ją, a ona - myk na drzewo. Stałem jak głupi, nie wiedziałem, czy szczekać, czy udawać, ze nic mnie to nie obchodzi. "Ciężko, Tobi, co?"- zagadnął do mnie przyjaźnie ksiądz Wojtek. Chyba od dłuższego czasu przyglądał się nam zza płotu. Podbiegłem do niego, merdając przyjaźnie ogonem, ale szybciej była mała czarna, która zgrabnie wskoczyła na murek i obwąchiwała naszego wikarego. Ksiądz otworzył mi furtkę, więc mogliśmy w trójkę spacerować po ogrodzie, przyglądać się młodej, która wdrapywała się na drzewa, zeskakiwała z nich nagle, skokami pokonywała ścieżki, ukrywała się pod krzakami. "Posłużysz mi jako przykład serdeczności wobec innych na najbliższym spotkaniu młodzieży. Bo nastolatki nie są tak tolerancyjne jak ty, Tobi. Chcą, by wszyscy byli tacy sami. Chyba was zaproszę"- już nie wiedziałem, czy ksiądz mówi do mnie, czy też głośno rozmyśla. Dlatego zarządziłem powrót do domu. Cześć. Tobi.


  • Poprzednie dni:.