Miśka w natarciu

Piotr Sacha

|

MGN 09/2009

publikacja 24.08.2009 11:39

W kółko myśli o kółku. Zabiera je nawet na wakacje.

Miśka w natarciu Michalina Kunecka – mistrzyni Polski w ringo fot. HENRYK PRZONDZIONO

Michalina Kunecka kończyła trzecią klasę szkoły podstawowej, gdy po raz pierwszy złapała do ręki ringo. Szybko pojęła reguły tej gry, bo po trzech miesiącach była już mistrzynią świata wśród żaczków, czyli w najmłodszej kategorii wiekowej. Chociaż w tym roku zdała maturę i zajęła pierwsze miejsce w mistrzostwach Polski wśród dorosłych, wciąż wszyscy wołają na nią Miśka.

Na łące i na plaży
Miśka trenowała tenis i koszykówkę. Grywa też w siatkę, pływa i jeździ konno. – Ringo zawsze będzie moim sportem numerem jeden! – zapewnia legniczanka. Wie, że nigdy nie przejdzie na sportową emeryturę. Bo w ringo można grać nawet po siedemdziesiątce. – Super, że w ringo grać może naprawdę każdy – stwierdza Michalina. – I wcale nie potrzeba do tego specjalnych miejsc. Na początek wystarczy pięć sznurków. Jeden przywiązujemy między drzewami, a pozostałe układamy na ziemi, tworząc boisko – dodaje zawodniczka. – Innym razem zamiast siatki wystarczy zwykły trzepak. Wcześniej trzeba udać się jeszcze do sklepu sportowego po ringo.

Takie gumowe, kolorowe kółko waży od 160 do 165 gramów, a jego średnica mierzy 17 cm. Podczas wakacji Miśka nie rusza się nigdzie bez kółka. – Można pograć na łące, na plaży albo w wodzie – mówi. W dodatku ringo to prawdziwie rodzinna gra. Chętni mogą wziąć udział w zawodach tak zwanych trójek rodzinnych. W klubach ringo mecze rozgrywane są na specjalnych boiskach. Takie boisko można złożyć w minutę. Dwa słupki, linki i śledzie do ich naciągania, taśma z kolorowymi wstążkami oraz długie taśmy jako linie końcowe mieszczą się w podręcznej torbie.

Szczupakiem na kółko
Ringo odrobinę przypomina siatkówkę i badmintona. – Trzeba tylko pamiętać, że przy rzucie nie można podskoczyć – przypomina Miśka. – Kółko rzucamy tą samą ręką, którą łapaliśmy. I nie wolno zrobić z nim ani jednego kroku – wymienia kilka podstawowych zasad. Jeśli ktoś myśli, że ringo to proste podawanie kółka przez taśmę, jest w dużym błędzie. W tej grze chodzi o to, by rzucić w pole przeciwnika tak, aby ten kółka nie złapał. Ringo rzucone przez dorosłego zawodnika może lecieć nawet z prędkością 80 km/h. – Czasem nie ma innego wyjścia, jak rzucić się za kółkiem, nim ono upadnie na ziemię. Tu liczy się przede wszystkim zwinność – wyjaśnia Michalina. Taki skok szczupakiem to spory wyczyn. Nic więc dziwnego, że stłuczenia, złamania czy wybicia palców nie należą w tym sporcie do rzadkości. Czasem można też oberwać samym kółkiem. Ale nie ma obaw. Ringo jest giętkie, a takie uderzenie nie boli.

Rodzina ringowców
- Kiedy gram ze znajomymi w siatkówkę, trochę się gubię – śmieje się Miśka. – Boisko ma te same wymiary, co do gry w ringo, ale w jednej drużynie występuje aż sześć osób – tłumaczy. Michalina świetnie rzuca kółkiem zarówno prawą, jak i lewą ręką. Potrafi  również mocno podkręcać. Od lat występuje w reprezentacji Polski. Trenuje dwa razy w tygodniu. Ćwiczenia pomagają jej poprawić technikę gry oraz ułożyć strategię na kolejne zawody. – W ringo jest jak w wielkiej rodzinie – uśmiecha się zawodniczka. – Dzięki występom mam sporo przyjaciół w Polsce i za granicą. Michalina od października rozpocznie studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim. Gdy wybierała studia, zwracała uwagę na to, czy w nowym mieście będzie klub ringo. W Krakowie jest.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.