Uczciwość ważniejsza od sławy

Gabriela Szulik

|

MGN 01/2008

publikacja 05.12.2007 20:09

O swoich dzieciach i o dzieciach ze szkółki piłkarskiej rozmowa z Włodzimierzem Smolarkiem, byłym reprezentantem Polski w piłce nożnej

Uczciwość ważniejsza od sławy Ojciec i syn. Włodzimierz i Euzebiusz Smolarkowie na stadionie Feyenoord Rotterdam fot. BERNARD MOROZ

 

 Jest Pan dumny ze swojego syna?
– Jak każdy ojciec... Ebi strzelił już tyle samo bramek, co ja, choć grał mniej meczów. Ja mam 65 meczów w kadrze, a on ponad 20, więc szansę ma wielką, że będzie lepszy ode mnie.
 
Namawiał Pan Ebiego, by grał w polskiej reprezentacji?
– Rozmawialiśmy o tym wcześniej w cztery oczy. Tym bardziej że Ebi miał też propozycję z holenderskiej kadry. Powiedziałem mu: to twoja decyzja, twój wybór. Musisz sam wybrać. I wybrał polską kadrę.
 
Cieszył się Pan?
– Wychowywaliśmy z żoną naszych synów, starszego Mariusza i Ebiego, jako polska rodzina, według naszych polskich tradycji. To na pewno miało jakiś wpływ na jego wybór. Być może też i nazwisko, i to, że ja też kiedyś grałem w polskiej reprezentacji.
 
Ile lat miał Ebi, gdy wyjechaliście z Polski?
– Ebi był małym chłopcem, miał dopiero 5 lat
 
Kiedy Pan zauważył, że ma smykałkę do piłki?
– Gdy miał 6 lat, wyraźnie już było widać, że coś z niego będzie. To chyba rodzinne (śmiech).
 
Po czym to Pan poznał?
– Po jego zachowaniu na boisku, po tym, jak się rusza z piłką, jak biega. Zawsze dawał z siebie wszystko. Kiedy po meczach przyjeżdżał do domu, to czasem na siedząco, na dywanie albo na fotelu zasypiał. Taki był zmęczony.
 
Gdy zamieszkaliście w Holandii, był Pan jeszcze czynnym piłkarzem...
– Piłkarska kariera szybko się zaczyna i szybko się kończy. To tak, jak szybko wchodzi się po drabinie. Dochodzisz w końcu do ostatniego szczebla i dalej już nie można iść. Można zawrócić albo spaść. Starsi koledzy mówili mi, że przyjdzie taka chwila, gdy trzeba będzie przestać grać w piłkę.
 
I został Pan trenerem drużyn młodzieżowych w Feyenoord Rotterdam.
– Nie tak od razu. Od czasu do czasu przychodziłem do szkółki popatrzeć, jak gra Ebi, i któregoś dnia menedżer powiedział do mnie: „Włodek, może ty byś do nas przyszedł?”. Zrobiłem kurs trenerski, i tak to się zaczęło...
 
Co trzeba zrobić, żeby dostać się do takiej szkółki piłkarskiej?
– Najpierw organizowany jest pewnego rodzaju casting, gdzie chłopców się obserwuje. Jeśli chłopak dobrze gra, zostaje zaproszony na próbny trening. Poza tym dwa razy w roku są tak zwane dni otwarte. Wtedy można złożyć swoje dane w sekretariacie i szkółka wysyła zaproszenia na mecz.
 
Ilu jest chętnych?
– W tamtym roku na przykład po takich dniach otwartych było 800 chętnych. Z tego wybiera się najwyżej dziesięciu.
 
A jakie warunki muszą spełnić chłopcy?
– Muszą się dobrze uczyć. Jeśli któryś nie przykłada się do nauki, nie może przychodzić na treningi, dopóki w szkole nie będzie wszystko w porządku. Najpierw szkoła, potem jest piłka.
 
Ilu ich Pan trenuje?
– Jest kilku trenerów. Każdy ma swoją grupę. W grupie jest po kilku zawodników. Ja na przykład mam teraz pięciu chłopców.
 
To chyba zna ich Pan lepiej niż ich tatusiowie?
– Prawie tak (śmiech). Ja za nich odpowiadam. Jesteśmy do dyspozycji tych dzieci 24 godziny na dobę.
 
Czy zdarzyło się tak, że ktoś bardzo zdolny jednak nie mógł trenować?
– Takich historii jest dużo. Kiedyś, pamiętam, jeden z naszych chłopców coś zabrał drugiemu, ukradł po prostu, i od razu został wyrzucony z klubu. Bez dyskusji. A był naprawdę dobry na boisku, ale w takiej sytuacji to nie jest ważne. On musi być uczciwy. Po prostu musi być w porządku. Nasi chłopcy uczą się nie tylko dobrze kopać piłkę, ale przede wszystkim dobrze żyć.
 
A swoich synów czego Pan nauczył?
– Przede wszystkim tego, żeby byli dobrymi, uczciwymi ludźmi. Uważamy z żoną, że to ważniejsze od sławy.
 
Włodzimierz Smolarek 
Jeden z najlepszych napastników lat osiemdziesiątych. Zaczynał w rodzinnym mieście, w klubie Włókniarz Aleksandrów Łódzki. Potem grał w Widzewie Łódź i w warszawskiej Legii. Kolejne kluby to Eintracht Frankfurt Niemcy, Feyenoord Rotterdam i FC Utrecht. W 1981 roku wybrany najlepszym piłkarzem Polski. Ceniony przede wszystkim za szybkość, waleczność i świetną technikę. Jak nikt potrafił zastawiać piłkę. Gdy drużyna broniła wyniku, podbiegał do narożnika i przez dłuższy czas przetrzymywał piłkę. Dwa razy wystąpił na Mistrzostwach Świata. Ma żonę i dwóch synów: Mariusza – trenera tenisa i Euzebiusza. Od 1986 roku mieszka z rodziną w Holandii. Teraz jest trenerem w szkółce piłkarskiej w Feyenoord Rotterdam.
 
Euzebiusz Smolarek
Rodzice wybrali dla niego imię Euzebiusz na cześć Eusébio, wybitnego piłkarza portugalskiego. Koledzy nazywają go Ebi. Najczęściej gra na pozycji napastnika lub pomocnika. Zaczynał w szkółce piłkarskiej przy klubie Feyenoord Rotterdam. W tym samym klubie grał potem jako zawodnik. Kolejnym klubem był Borussia Dortmund. Od sierpnia jest zawodnikiem Racing de Santander. W Feyenoordzie grał z numerem 16. na koszulce, w Dortmundzie z 14, a w Racingu Santander gra z 12. Dość szybko zwrócił na siebie uwagę trenerów, bo miał 16 lat, gdy dostał dwie propozycje: holenderska młodzieżówka albo w reprezentacja Polski. Ebi wybrał naszą kadrę. Podobnie jak tata, jest ceniony za dobrą technikę gry i waleczność. W reprezentacji Polski rozegrał ponad 20 meczów i strzelił 13 goli. 17 listopada 2007 strzelił obie bramki w wygranym 2:0 meczu z Belgią. Dzięki temu meczowi Polska awansowała do Mistrzostw Europy w 2008 roku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.