Wojna w sieci

Tomasz Rożek

|

MGN 01/2008

publikacja 05.12.2007 20:03

Kiedyś w czasie wojny niszczono drogi i mosty. Podczas ostatniej wojny światowej bombardowano fabryki. Teraz atak przyjdzie drogą Internetu?

Wojna w sieci Schemat sieci komputerowej fot: EAST NEWS/SCIENCE PHOTO LIBRARY

 

Bezpieczeństwem komputerowym zajmuje się międzynarodowa firma McAfee. Niedawno opublikowała ona raport, w którym stwierdza, że światu zagraża cybernetyczna zimna wojna. Zdaniem specjalistów, w ciągu następnych 10 lat aż 120 krajów będzie miało w swoich strukturach wojskowych grupy wyspecjalizowane w prowadzeniu cyberwojny. Można by pomyśleć, że w takiej wojnie przynajmniej nie będą ginąć ludzie. Nic bardziej mylnego. Niektórzy eksperci są pewni, że dobrze zaplanowany atak w sieci jest nie mniej groźny od wybuchu bomby atomowej.
 
Bez kwatery głównej
Pojedyncze ataki na serwery czy strony internetowe zdarzają się stosunkowo często. Internet jest jednak na takie działania odporny. Zresztą, jego konstruktorzy taki scenariusz przewidzieli. Sieć internetowa została wymyślona dla wojska. Zastanawiano się, jak zaprojektować system wymiany informacji bez typowego centrum dowodzenia. Bez kwatery głównej, której zniszczenie oznaczałoby automatycznie paraliż całego systemu. I... wymyślono Internet, który takiego centralnego miejsca nie potrzebuje. Są oczywiście serwery, czyli tzw. węzły, ale jeśli nawet jeden z nich zostanie zniszczony czy zaatakowany, sieć działa dalej. Informacje mogą być przesyłane „objazdem”, czyli inną drogą przez inne węzły. Dopiero atak na bardzo dużą ilość małych punktów na internetowej mapie mógłby spowodować katastrofę. I trzeba jasno powiedzieć, że straty byłyby całkiem spore. Groźnie jak w realu Dzisiaj bez Internetu nie może się obejść żadna gospodarka, żaden kraj, żadna korporacja czy firma. Banki, instytucje finansowe, służby, wojsko, energetyka, przemysł, bezpieczeństwo… Sparaliżowanie Internetu praktycznie w każdej dziedzinie życia spowodowałoby ogromne straty. Straty, które bardzo często są groźne dla ludzi. Jeżeli zostanie zaatakowany i sparaliżowany system energetyczny – umierają ludzie w szpitalach. Takich przykładów jest sporo. Krótko mówiąc: wojna w świecie wirtualnym jest nie mniej groźna dla ludzi niż wojna w realu. 
 
Atak z powodu pomnika
Pierwszy skoordynowany i skuteczny atak cybernetyczny na dużą skalę miał miejsce kilka miesięcy temu. Władze Estonii zdecydowały się przenieść radziecki pomnik wojskowy z Tallina, centrum stolicy na obrzeża miasta. Kategorycznie sprzeciwiała się temu Rosja. Estończycy nie ustąpili i… zaatakowano ich w Internecie. Ktoś przez kilkanaście godzin kierował ogromną liczbę listów i zapytań na strony internetowe dużych estońskich banków, ministerstw i agencji rządowych. Sytuacja była dramatyczna. Na niektórych „kierunkach” ruch w estońskiej części Internetu był kilkadziesiąt tysięcy razy większy niż zwykle. Władze Estonii zwróciły się o pomoc do NATO (organizacja wzajemnej pomocy w sytuacji zagrożenia) i Unii Europejskiej. Specjaliści z NATO odkryli, że duża część ataków była prowadzona z komputerów znajdujących się w Moskwie. 
 
Hakerzy z Chin
Choć uważa się, że atak na Estonię był zlecony przez władze Rosji, zdaniem autorów raportu o bezpieczeństwie w sieci z firmy McAfee, krajem, w którym pracuje największa ilość hakerów, są Chiny. Ten kraj wielokrotnie był oskarżany o atakowanie innych państw (m.in. Indii, Niemiec i USA). – Cyberprzestępczość nie jest już wyłącznie problemem firm i przeciętnych obywateli. To kwestia bezpieczeństwa narodowego – podsumował obecne zagrożenia Jeff Green, wiceprezes firmy McAfee. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.