Urywki pamiętnika

Paulina

publikacja 05.12.2007 20:41

Urywki z pamiętnika

Piątek 15.11.07r.

Moje kłopoty i wielkie rozczarowanie..

Ten tydzień był straszny.. Mama cały czas na mnie krzyczała. A to, że mam nieposprzątany pokój, a to znowu, że złe oceny! Jak ja tego nie cierpię! Do tego we wtorek na wuefie na dziesięć serwów udało mi się przebić tylko dwa...! I znowu słaba trójeczka! W środę umówiłam się z Kubą na pizzę, ale nie przyszedł... Byłam wściekła! A kiedy wróciłam do domu i popatrzyłam w lustro, okazało się, że znów przybyło mi pryszczy! Jeszcze, jakby wszystkiego nie było dość, Sandra pokłóciła się ze mną, więc miałam następny problem na głowie.... Ech... To jest okropne! Już chyba gorzej być nie może...! W czwartek zadzwoniła do mnie ciocia, która przecież mieszka w Głogówku, tak jak ja... Co niedzielę spotykamy się z rodziną na wspólnym obiedzie, więc bardzo się zdziwiłam po co ten telefon? Przecież miałyśmy się zobaczyć już za trzy dni... Okazało się, że musi zanieść coś bardzo ważnego do ośrodka dla niepełnosprawnych "Kolorowa kartka " i poprosiła mnie żebym z nią poszła... Zgodziłam się. Umówiłyśmy się dziś o piętnastej.
Po drodze przypomniałam sobie, że siostra mamy jest wolontariuszką w „Kolorowej kartce”. Jak tylko weszłyśmy, ciocia gdzieś poszła. Kazała mi poczekać w pokoju z jakąś bardzo miłą panią... Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Przy oknie siedziała bardzo ładna dziewczyna o długich, lśniących, czarnych włosach... W ustach trzymała pędzel i coś malowała... Wtedy pomyślałam, że to nic specjalnego... Potem zwróciłam uwagę na bezrękiego mężczyznę, malującego nogami. Opowiadał jakieś dowcipy... Dało się zauważyć, że reszta towarzystwa bardzo go lubi. Wszyscy śmiali się głośno, a miła pani poprosiła, abym usiadła na jednym z wolnych krzeseł. Rozglądałam się za jakimś wolnym. Jedyne jakie było to to obok chłopca siedzącego z boku. On również malował. Wydał mi się dość sympatyczny, więc zaczęłam z nim rozmowę...
- Hej! - powiedziałam nieśmiało.
- Hej! Jak się nazywasz?
- Jestem Kasia a ty?
- Michał. Miło mi ! Może chcesz zobaczyć moje rysunki?
- Okej !
Jego prace były cudowne.. Znałam tylko jedną osobę, która potrafiła zachwycić mnie swoimi rysunkami. To Klara, jedna z moich koleżanek. Teraz wprost mnie zatkało... Te prace były o niebo lepsze!
- I jak ci się podobają?
- Są... są.... piękne...
- Naprawdę tak myślisz? Miło mi to słyszeć. Te kartki robimy na święta Bożego Narodzenia po to, aby je potem sprzedawać, a pieniądze jakie na tym zyskamy przeznaczamy na nasze operacje lub inne potrzeby...
Zrobiło mi się przykro.. Michał, którego znałam zaledwie od piętnastu minut okazał się najbardziej wesołym, miłym i szczerym chłopcem jakiego dotąd znałam... Pomyślałam więc, że muszę się z nim bliżej zapoznać..
- A ja mogłabym kupić kilka twoich prac?
- Na prawdę chciałabyś je kupić?
- No pewnie! Przecież są świetne! Po raz pierwszy widzę, że można tak pięknie malować... nawet jeśli się nie ma…
Urwałam przerażona tym, co mi się mogło za chwilę wyrwać z ust. Michał się zaczerwienił... Ale uśmiechnął się szczerze.
- No to super!
- Ile kosztują?
- Sam nie wiem.... Zawołam opiekunkę i zapytam.
Miła pani podeszła do nas i powiedziała, że są po pięć złotych. Po raz kolejny zatkało mnie...Tak ładnie namalowane kartki świąteczne są sprzedawane tylko po pięć złotych?! Przecież one warte są o wiele wiele więcej..
- Więc poproszę cztery...
Zapłaciłam dwadzieścia złotych...
Nagle usłyszałam głos cioci... Pożegnałam się z Michałem i obiecałam mu, że jeszcze przyjdę go odwiedzić. Ten dzień dał mi wiele do myślenia.

Poniedziałek 15.12.07r.

Moje kłopoty to nic w porównaniu z...

Minął już miesiąc. Codziennie odwiedzam chłopca w ośrodku " Kolorowa kartka". Pewnego dnia, a była to chyba sobota, byłam u niego o wiele dłużej niż zwykle. Opowiedział mi swoją historię, jak to się stało, że nie ma rąk. Myślałam, że albo się popłacze, albo nie będzie chciał dalej opowiadać, bo to dla niego smutne… Jednak wyczuwałam, że potrzebuje się komuś zwierzyć.
Byłem już u szczytu kariery sportowej. Jechałem na mistrzostwa świata juniorów w biegach na pięć kilometrów. Po drodze kierowca zasnął za kierownicą i mieliśmy wypadek. Straciłem przytomność, a gdy się obudziłem, leżałem w szpitalu. Było już po operacji. Niewyraźnie widziałem. Z oddali dochodził do mnie głos mamy, która mówiła, że wszystko będzie dobrze. Nic nie rozumiałem. Co się stało? Dopiero po chwili doszedłem do siebie i przypomniało mi się, że przecież mieliśmy wypadek. Mama mnie przytuliła. Chciałem ją objąć ale nie umiałem. Pomyślałem, że to pewnie po operacji nie czuję rąk. Moja młodsza siostra płakała, lecz ja nie pojmowałem do końca tego, co się stało.
Wypytywałem o kierowcę. Czy jemu stało się coś poważnego? Ale nie o niego chodziło. Tato podszedł do mnie i poważnie powiedział, że były bardzo skomplikowane powikłania jeśli chodzi o ręce i niestety, trzeba było je amputować. Zacząłem krzyczeć. Wszyscy obok mojego łóżka płakali...
Musiało minąć wiele czasu zanim doszedłem do siebie. Moją pasją stało się rysowanie. O biegach nie miałem zamiaru już myśleć. Poza tym chyba nie miałbym już tyle siły co dawniej. Nauczyłem się więc malować nogami. Na początku moje prace wyglądały jak bazgroły przedszkolaka... Chciałem zrezygnować ale wziąłem się w garść i pomyślałem sobie, że przecież już czasu nie cofnę i nie wyzdrowieję.. Nie będę już taki sprawny jak kiedyś... Więc przestałem użalać się nad sobą i cieszyłem się życiem.
Czas na rozmowach z Michałem mijał bardzo szybko. Nagle okazało się, że moje problemy, to nic w porównaniu z tym z czym on musiał się zmierzyć. Jak mogłam się wściekać na mamę, oceny, nieudane serwy, czy kłótnię z koleżanką? Kartki Michała wysłałam na święta tym, których najbardziej kocham.