Największe zwycięstwo

Franciszek Kucharczak

|

MGN 07-08/2010

publikacja 01.06.2010 14:17

Polacy mogą nie znać żadnej daty, nawet roku własnego urodzenia, ale tę datę znają. – Rok 1410! – wymamrocze Polak, obudzony w środku nocy hasłem: „bitwa pod Grunwaldem!”. Nic dziwnego – to jedna z największych bitew średniowiecza i największe militarne zwycięstwo w polskiej historii.

Największe zwycięstwo Twierdza w Malborku jest największym w Europie zamkiem z cegły fot. HENRYK PRZONDZIONO

Lipcowe słońce stało już nisko nad horyzontem, gdy wojska królewskie wdarły się do krzyżackiego taboru. Między tysiącami wozów kryli się oszołomieni rycerze i czeladź. Przed godziną widzieli, jak w bitewnej kurzawie zginęła chwała Zakonu. Na łagodnych wzgórzach Grunwaldu leżał ścięty kwiat rycerstwa państwa krzyżackiego i jego gości. A teraz, wśród nieopisanego zamętu, dogasał ostatni opór. Nie miał już sensu. Niektórzy jeszcze walczyli, ale większość składało broń. Było ich w co zakuwać, bo krzyżacy przygotowali dla pokonanych mnóstwo kajdan. Nie przypuszczali, że przywieźli je dla siebie.

Widowisko grozy
Nic nie wskazywało na taką katastrofę. Jeszcze rano wielki mistrz Ulryk von Jungingen był pewny swego. Gdy słońce dobrze już zaczęło przygrzewać, a królewscy wciąż stali w leśnym cieniu, przysłał rycerzy z dwoma mieczami „w podarunku”. Miecze miały być „ku pomocy” dla króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego. W godzinach południowych doczekał się wreszcie. „Kiedy odtrąbiono sygnały do boju, całe wojsko królewskie zaśpiewało donośnym głosem ojczystą pieśń »Bogurodzicę«, a potem, pochylając kopie rzuciło się do walki” – zapisał historyk Jan Długosz. Miał dokładne relacje, bo jego ojciec o tym samym imieniu brał w bitwie udział – a nawet zasłużył się w walce. Długosz zapisał, że w miejscu zderzenia się wojsk rosło 6 wysokich dębów. Ich gałęzie obsiadło wielu ludzi „by podziwiać pierwsze starcie oddziałów i poznać dalsze losy obu wojsk”. Mieli ci ludzie widowisko! W całym średniowieczu mało było bitew o takiej skali.

Po każdej ze stron walczyło po około 30 tysięcy ludzi. I to jakich ludzi! XV wiek to czas, gdy rycerstwo wyglądało najstrojniej w historii. Broń palna dopiero raczkowała, więc kogo było stać, ten zakuwał się w blachy od stóp do głów, a w miarę możliwości zakuwał i konia. Zbrojny miał robić jak największe wrażenie. Dla efektu na hełm dodawano pióra i ozdobne chusty zwane labrami, na blachy zakładano barwne tkaniny ze znakami herbowymi. Herby zdobiły także powierzchnie tarcz. Taki rycerz był jak czołg, ale czołg niezwykle piękny. Pstrokacizna panowała po obu stronach. Rycerzy-zakonników było niewielu, a i ci niekoniecznie występowali w białych płaszczach. Dlatego dla odróżnienia swojego od wroga wojska polskie i litewskie występowały z zawiązaną na ramieniu wiązką słomy, a walczący krzyczeli „Kraków!” albo „Wilno!”.Zderzenie „czołgów” było tak potężne, że – jak pisze Długosz – „z trzasku łamiących się kopii i szczęku ścierającego się oręża powstał tak wielki łoskot i huk, tak donośny był szczęk mieczy, jakby zwaliła się jakaś ogromna skała, że słyszeli go nawet ci, którzy oddaleni byli o kilka mil”.

Zmagania
Wojska litewskie były słabiej uzbrojone i po pewnym czasie zaczęły ustępować. Rozochoceni krzyżacy rzucili się za nimi w pogoń. W pewnym momencie i w wojsku królewskim zaczęło się źle dziać. Rycerze spod znaków krzyżackich naparli tak mocno, że upadła na ziemię wielka chorągiew królewska z białym orłem. Upadek takiej chorągwi był bardzo groźny, bo mógł spowodować panikę w wojsku, przekonanym o porażce głównych sił. Na szczęście „walczący pod nią najbardziej doświadczeni i zaprawieni w bojach rycerze podźwignęli ją natychmiast i umieścili na swoim miejscu, nie dopuszczając do jej utraty. Nie dałoby się jej podźwignąć, gdyby jej nie osłonił własnymi piersiami i orężem znakomity hufiec najdzielniejszych rycerzy”. Stopniowo szala powodzenia zaczęła przechylać się na stronę polsko-litewską. Widząc, że jego szyki się załamują, wielki mistrz rzucił do walki trzymane w odwodzie 16 chorągwi jazdy. Sam stanął na ich czele. Gdy wszystkie wojska krzyżackie były już w walce, król Władysław Jagiełło rzucił do ataku własną jazdę, która dotąd czekała na sygnał. To spowodowało, że armia Ulricha von Jungingena została okrążona. To ten moment pokazuje obraz Jana Matejki. Kto znalazł się śmiertelnym okrążeniu, miał niewielkie szanse na wyjście z niego cało. Najznakomitsi rycerze Zakonu zostali stłoczeni na niewielkim obszarze i zmiażdżeni.

Centrum dowodzenia
Król, wbrew zwyczajom zachodniego rycerstwa, nie brał osobistego udziału w walce. W otoczeniu przybocznych rycerzy stał z dala, dowodząc wojskami z miejsca, z którego mógł ocenić sytuację. Mimo tego nadarzyła się okazja do walki, gdy z krzyżackich szyków wyrwał się rycerz Dypold Kokeritz i rozpędzony zmierzał wprost na króla. Ten pochylił kopię, czekając na wroga, gdy z boku nadjechał młody sekretarz Zbigniew Oleśnicki i ułamaną kopią strącił rycerza z konia. Leżącego dobili rycerze. Oleśnicki w przyszłości zostanie pierwszym polskim kardynałem, wcześniej jednak będzie musiał prosić papieża o dyspensę z powodu przelania ludzkiej krwi, co było przeszkodą do przyjęcia święceń kapłańskich.

Królewski gest
Gdy w taborze krzyżackim dogasła obrona, królewscy dopadli beczek z winem. Znużeni całodzienną walką w letnim skwarze, czerpali trunek hełmami, rękawicami a nawet butami. Król Władysław Jagiełło, bojąc się, że się mu całe wojsko popije, kazał wszystkie beczki rozbić. „Wino spływało na trupy poległych, których na miejscu obozu było wiele i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarka” – zapisał Jan Długosz. Nazajutrz odnaleziono ciało wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena, odarte ze zbroi, z dziurami w czole i piersi. Król „kazał owinąć zwłoki w czyste chusty i na wozie okrytym purpurą odesłał do Malborka, by je pochowano”. Wraz z wielkim mistrzem do krzyżackiej stolicy odesłano też zwłoki znaczniejszych braci zakonnych.

Początek upadku
Dziesięć dni później do Malborka dotarli zwycięzcy spod Grunwaldu. Za późno. Pierwszy szok po klęsce minął i mieszkańcy zdążyli się przygotować. Jedna z najpotężniejszych twierdz Europy była gotowa do obrony. Wojska polsko-litewskie nie zdołały jej zdobyć. Musiało minąć pół wieku, zanim znalazła się w rękach polskich. Ale po Grunwaldzie państwo krzyżackie nigdy już nie odzyskało swojej siły.

Największe zwycięstwo   fot. Marek Piekara Zakon krzyżacki – pełna nazwa: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie.

Zakon powstał w Ziemi Świętej na wzór istniejących wcześniej zakonów rycerskich joannitów i templariuszy. Rycerze – głównie Niemcy – mieli opiekować się chorymi i brać udział w obronie Ziemi Świętej. Gdy Królestwo Jerozolimskie zaczęło upadać, Krzyżacy zaczęli poszukiwać dla siebie miejsca poza Palestyną. Do Polski zaprosił ich mazowiecki książę Konrad.

Liczył na ich pomoc w walce z pogańskim plemieniem Prusów. Krzyżacy chętnie pomogli, ale na zdobytych terenach założyli swoje państwo. Gdy urośli w siłę, skierowali miecze przeciw Polsce i Litwie. Po klęsce pod Grunwaldem państwo krzyżackie zaczęło podupadać. W 1466 roku rzyżacy musieli oddać Polsce znaczną część swoich ziem z Malborkiem włącznie.

Po kolejnej przegranej wojnie z Polską wielki mistrz Albrecht Hohenzollern przeszedł na luteranizm i tym samym państwo krzyżackie przestało istnieć. Zakon krzyżacki jednak przetrwał i istnieje do dziś – jego główna siedziba znajduje się w Wiedniu. Zakonnicy zajmują się dziś chorymi i potrzebującymi pomocy. W lipcu wielki mistrz przyjedzie do Olsztyna i odprawi Mszę w intencji Ulryka von Jungingena w 600. rocznicę jego śmierci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.