Tęcza nad wodospadem

Krzysztof Błażyca

|

MGN 02/2011

publikacja 14.01.2011 13:42

To najbardziej cudowny widok, jakiego byłem świadkiem w Afryce – zapisał w dzienniku David Livingstone

Tęcza nad wodospadem Wodospady Wiktorii wpisane są na listę dziedzictwa światowego UNESCO

Livingstone, szkocki misjonarz i badacz Afryki, był pierwszym Europejczykiem, który zobaczył potężne wodospady przełamujące nurt rzeki Zambezi, jednej z głównych rzek południowej części kontynentu afrykańskiego przepływającej między innymi Zambię. Gdy Livingstone dotarł do wodospadów 17 listopada 1855 r., oniemiał. „Widok tak piękny, że z niczym się nie równa. Muszą się w niego wpatrywać z zachwytem aniołowie w locie” – napisał, i jako lojalny poddany nazwał wodospady imieniem brytyjskiej królowej – Wodospadami Wiktorii. 

DWIE TĘCZE
Dziś Wodospady Wiktorii (po angielsku: Victoria Falls) znajdują się na terenie dwóch państw: Zambii i Zimbabwe. Uważane są za jeden z siedmiu cudów świata. Podziwiamy je od strony zambijskiej. Płacąc 20 dolarów, wchodzimy na teren Parku Narodowego Wodospadów Wiktorii. Rozciągają się na szerokości ponad półtora kilometra, dokładnie 1691,5 m. Po stronie Zambii znajduje się najwyższa, tzw. Tęczowa Katarakta, wysoka na 99 metrów. Miejsce jak z baśni. Pośród huku wody rozpościerają się dwie tęcze niczym dwa mosty nad rzeką. Główny wodospad – choć nie najwyższy (83 m. wys.) – znajduje się po stronie Zimbabwe. Tam też jest Diabelska Katarakta (61 m) i Wyspa Livingstone’a – miejsce, z którego podróżnik po raz pierwszy obserwował wodospady. Ilość wody przetaczającej się przez wodospady jest niewyobrażalna: 68 milionów litrów na minutę! W szczytowym okresie pory deszczowej to aż 546 mln litrów, czyli ponad 9 mln litrów na sekundę! – Huk jest wtedy tak olbrzymi, że nie da się rozmawiać. I nic nie widać, poza ścianą wody – mówi brat Jacek. – Natomiast w porze suchej wodospady są… prawie suche.

PAWIANY I KROKODYLE
Podziwiając wodospady, co rusz napotykamy wszędobylskie pawiany. Plączą się pod nogami. Wcale nie zwracają uwagi na turystów. No chyba, że wyczują łakocie. Wtedy lepiej mieć się na baczności. – I trzeba uważać na aparat fotograficzny – ostrzega przyjaciel. Właśnie jeden, nieskory do pozowania, rzucił w nas kamieniem. Mimo to robimy kilka zdjęć i idziemy na most między Zambią i Zimbabwe. Zbudowano go na wysokości 111 metrów. Rozpościera się stąd widok na część wodospadów i na rzekę Zambezi. Kto chce przyjrzeć się bliżej jej rwącemu nurtowi, może skoczyć na banji. Dla tych, którzy mają ochotę poczuć rwący nurt, oferowany jest rafting. 22-kilometrowy spływ pontonem po Zambezi zaliczany jest do najbardziej ekstremalnych na świecie. Przy wodospadach spotykamy Polaków! Ania i Marek odziani w kamizelki i kaski, wsiadają do pontonu. Po kilku pierwszych minutach zaliczają wywrotki. – Próbowałam się wynurzyć, ale uderzyłam głową w spód pontonu. Myślałam, że się utopię – opowiada Ania, już na lądzie. Marka woda niosła przez kilkanaście metrów. – Co za przeżycie, nigdy tego nie zapomnę. Na dodatek tam były krokodyle!

Pomnik Livingstone’a w parku narodowym
David Livingstone urodził się w 1813 r. Już w dzieciństwie postanowił, że zostanie misjonarzem. W 1840 roku przyjęto go do Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego. W czasie swoich wypraw do Afryki prowadził badania naukowe, kreślił mapy, walczył o zniesienie niewolnictwa. W późniejszych latach poszukiwał źródeł Nilu. Najważniejszym dokonaniem Livingstone’a jest odkrycie Wodospadów Wiktorii. W 1870 roku uznano go za zaginionego. Rok później odnalazła go ekspedycja kierowana przez Henry’ego Stanleya. Okazało się, ze Livingstone pędził spokojne życie badacza w wiosce tubylców nad jeziorem Tanganika. Podróżnik zmarł 1 maja 1873 r. w głębi Afryki. Jego szczątki sprowadzono do Wielkiej Brytanii i pochowano w opactwie Westminster w Londynie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.