Dzicy, bredzący, radośni

Krzysztof Błażyca

|

MGN 02/2009

publikacja 12.01.2009 13:58

Jezus jest ich bohaterem a Ewangelia najważniejszym drogowskazem.

Dzicy, bredzący, radośni Podczas koncertu w Katowicach prawie wszyscy się modlili. fot. HENRYK PRZONDZIONO

Muzycy brytyjskiej grupy "Delirious?" grają od 16 lat. – Chcemy, by Boży Duch poruszał wszystkich – mówią. W grudniu 2008 zagrali w katowickim Spodku.

Tęsknota za jednym
Zaczynali jako nastolatkowie w rodzinnym mieście Littlehampton w Anglii. Kiedy ich utwory stawały się coraz bardziej popularne, postanowili zająć się muzyką „na serio”. Od 1996 roku grają jako „Delirious?” a ich piosenki znane są na całym świecie. Dziś muzycy mają swoje rodziny i własną firmę fonograficzną. Martin Smith, wokalista, ma sześcioro dzieci. – Wszyscy chodzimy do jednego kościoła – mówi. – Nasze dzieci są tam bardzo zaangażowane. To jakby nasz dom – dodaje. Członkowie zespołu „Delirious?” są przekonani, że to od nich, od ich modlitwy zależy, jak będzie wyglądał świat. – Dziś ludzie często śpiewają: „Pomóż mi, uratuj mnie” itd., i nie wiedzą, do kogo adresują to wołanie – mówi Martin. – A to pokazuje tylko jedno: że wszyscy tęsknią za Bogiem.

Poza szufladką
Zespół sprzedał miliony płyt na całym świecie. Na swym koncie mają płyty złote i platynowe. „Delirious?” wystąpili podczas Światowych Dni Młodzieży w Kolonii i na olimpiadzie w Atenach. – Nigdy nie chcieliśmy się szufladkować. Ani jako gwiazdy rocka, ani jako grupa uwielbiająca. Chcieliśmy być dobrzy w jednym i drugim. Chcemy grać dobrą muzykę, a przede wszystkim przeżywać Boga za każdym razem, gdy gramy. I bardzo nam zależy, by to przekazać na koncercie – mówi Martin. Dlaczego „Delirious?”. – Nie ma w tej nazwie nic duchowego – śmieją się. – Chcieliśmy coś wymyślić i tak wyszło – tłumaczy Tim Jupp, klawiszowiec. – Jedno ze znaczeń tego słowa to „dziko podekscytowany”. Inne znaczenia to „Bredzący, majaczący, ale i skaczący z radości”.

Tylko koniec "Delirious?"
Dla rockowego świata, gdzie alkohol, narkotyki i nieczystość bywają na porządku dziennym ,„Delirious?” są wyzwaniem. Nie udają świętoszków. – Prowadzimy normalne życie – mówią. – Chcemy, by Bóg był zawsze w centrum. W 2009 roku zespół postanowił jednak zakończyć wspólne granie. Chcą poświęcić się rodzinie. – Przez ostatnie lata byli bardzo zajęci – mówią. – W zespole jest pięciu ojców i każdy ma swoje obowiązki. – W ciągu ostatnich lat Bóg był dla nas naprawdę łaskawy. Jesteśmy Mu wdzięczni – dodaje Martin. – Wierzę, że poprowadzi nas przez różne okresy życia. Kończy się czas „Delirious?”, ale nie kończy się najważniejsze: nasze powołanie do życia w wierze. Wierzę, że to będzie się w nas rozwijać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.