Góralskie ostatki przed wielkopostną ciszą

kai/p

publikacja 19.02.2009 12:01

Istota góralskiego karnawału, nazywanego w Beskidach mięsopustem, odnosząca się tradycyjnego podziału na czas zabawy, modlitwy, pracy i odpoczynku, zanika i zastępują ją nowe formy zabawy – uważa Małgorzata Kiereś, etnograf z Istebnej. Dyrektor Muzeum Beskidzkiego w Wiśle przypomina, że u górali beskidzkich mięsopust to okres autentycznej wiejskiej zabawy. – Ludzie w soboty spotkali się w karczmie na tzw. muzykach, aby pobyć ze sobą, poopowiadać, jak się mają, co u nich słychać. To był czas ucztowania i wspólnej rozmowy, czas radości. Przychodziła niedziela, szli do kościoła. Następował poniedziałek, zaczynali pracę – mówi Kiereś.

Na pograniczu polsko-czesko słowackim najwięcej zwyczajów okresu karnawału przypada na jego ostatnie dni, zwane ostatkami. Na ostatkowych muzykach obowiązkowe były tańce na urodzaj. W zabawach uczestniczyły przede wszystkim młode mężatki poślubione w okresie karnawału.

Kiereś zwraca uwagę, że na Słowacji ostatki bywały tez najczęściej czasem zbijania świń. Poprzedzał je zawsze "tučný štvrtok". – Tłusty czwartek znany jest i z pogranicza polsko-czeskiego. Jedynym zwyczajem tego „babskiego święta” jest smażenie kreplików tj. pączków, których nadzienie na terenie beskidzkich wsi stanowią powidła – dodaje etnografka.

Według tradycji górali Beskidu Śląskiego ostatki winny być huczne i wesołe. Ostatkowa zabawa góralska zaczynała się w sobotę i z krótkimi przerwami trwała do wtorkowej północy. Do dziś w wielu domach górale w ostatki przyrządzają kapuśnicę, sporządzaną z głowy świni, ogona i kiszonej kapusty.

W nizinnej części Beskidu Śląskiego od Strumienia po Frydek i Karwinę górale urządzali pogrzeby basów – polegające na chowaniu instrumentów w malowanych skrzyniach i symbolicznym ich posoleniu. Wyciągano je dopiero w poniedziałek po Niedzieli Wielkanocnej. W ten sposób symbolicznie wprowadzano ciszę, która miała sprzyjać wielkopostnej refleksji nad życiem.