Mam Boski gen

Piotr Sacha

publikacja 28.09.2011 09:14

Rapuje o tym, czym jest dobry flow. I o tym, że diss jest niepotrzebny, a hajs to nie wszystko. I woła do mikrofonu: „Ten postulat puszczam w miasto – niech hula. Bóg jest z nami, nie ma innego Króla”.

Mam Boski gen Tomek Piróg

Frenchman, czyli Nicolas Ribier, cztery lata temu grał we Wrocławiu. Po koncercie podeszła do niego kobieta. – Jezus Chrystus bardzo cię kocha – powiedziała. – Jesteś gotowy umrzeć za Niego? – spytała jeszcze. – Nie jestem – odpowiedział szczerze. Nico-las, czyli Mikołaj, miał wtedy
28 lat. Nie modlił się i nie chodził do kościoła. – Nie martw się. Kiedyś będziesz miał wybór. Albo pozostać obojętnym, albo pójść w Jego ślady – zakończyła nieznajoma.
 

Maryja płacze
Kilka miesięcy później Mikołajowi przyśniła się... Maryja. – Matka Boża stała w ramie obrazu i płakała krwawymi łzami – wspomina Frenchman. – Chciała mi przekazać, że Jezus cierpi, bo ja się z Nim nie spotykam – dodaje. – W moim śnie, przy ołtarzu, stał czarnoskóry kapłan. A ja przecież wychowałem się w Gabonie, w środkowej Afryce – opowiada Nicolas Ribier.
Mijały kolejne tygodnie. Frenchman z powodzeniem występował na scenie muzyki reggae i hip-hopu. Któregoś dnia odebrał telefon od swojej mamy: „Przyjeżdża do Polski kapłan z Ugandy, ojciec John Bashobora. Pojedźmy”. – Mama nie mówiła nic o rekolekcjach i Mszy św. Nie chciała mnie zniechęcić – uśmiecha się Nicolas. – A ja wiedziałem, że to ksiądz z mojego snu – mówi. – Pojechałem do Gdańska. Tam zrozumiałem, że jedynym ratunkiem jest dla mnie Jezus.
Po pewnym czasie dopiero rodzice Nicolasa przyznali, że przez 9 miesięcy odmawiali nowennę o nawrócenie syna. – I jeszcze tak się złożyło – dodaje raper – że moja mama rozpoczęła nowennę w dniu wspomnienia św. Moniki. A to była mama św. Augustyna. Ona też wymodliła nawrócenie dla syna.
 

To nie bajki
Tata Frenchmana jest Francuzem, a mama Polką. Nicolas urodził się w Gabonie i tam wychowywał się przez 14 lat. – Pamiętam, że w Afryce sporo tańczyłem. Tamtejsi mieszkańcy są megamistrzami w tańcu – mówi Nicolas.
Po wyjeździe z Gabonu rodzina Ribier na krótko zamieszkała we Francji. Od 15 lat żyją już w Polsce.
– W Afryce Msze są bardzo radosne. Gdy ktoś nie śpiewa, powinien się wstydzić – wspomina Frenchman. – A w Polsce – dodaje – zobaczyłem w kościele smutne twarze. I… oddaliłem się od Boga – wspomina. 
Gdy Nicolas znów zaczął się spowiadać, przychodzić do kościoła, gdy zaczął przyjmować Komunię i czytać Biblię, odnalazł w sobie – jak mówi – „Boski gen”, czyli moc chrztu świętego. Śpiewa o tym w jednym z utworów.
Kiedyś podczas rekolekcji klęczał przed Najświętszym Sakramentem. Poprosił Boga, żebypomógł mu rzucić palenie. – Gdy wyszedłem z kościoła – opowiada – ktoś obok mnie zapalił. Zrobiło mi się niedobrze. Zrozumiałem, że Jezus uwolnił mnie z nałogu – mówi Nicolas. – A papierosy paliłem przez 14 lat.
– Widzę, że Polska to błogosławiony kraj! – mówi. – Chcę tu zostać!
 

MC Misyjny
O tym, jak Pan Bóg pomógł mu rzucić palenie, Nicolas opowiada na swojej płycie: „Czuję, że nie są to bajki. Poprosiłem Go, a On zabrał mi fajki”.
W tym roku wydał pierwszy solowy album. Nazywa się „Świadectwo”. W opakowaniu każdy znajdzie medalik św. Benedykta i specjalną modlitwę.
– To w trosce o moich słuchaczy – tłumaczy Frenchman. – Medalik ma ich chronić przed różnymi duchowymi zagrożeniami – dodaje.
„MC Misyjny to jest moje posłannictwo” – śpiewa w tytułowym utworze. MC (czyli Master of Ceremony) to w hip-hopowej grupie osoba układająca rymy do mikrofonu. – Czasem ludzie mówią po cichu to, co myślą. Ja mówię głośno o tym, co inni myślą – opowiada Nicolas, czyli MC Misyjny. I przekonuje, że nie jest jedyną wierzącą osobą w świecie hip-hopu.
 

DJ ratuje życie
Frenchman tworzy muzykę za pomocą sampli, czyli krótkich fragmentów istniejących już utworów.  Ale nigdy nie korzysta z nagrań MP3. Gra z płyt winylowych, nazywanych czarnymi płytami. W swoim domu ma około 3 tys. takich krążków.
Nicolas występuje też jako DJ, miksując na gramofonach muzykę z płyt winylowych. Nazywają go DJ Lifesaver, to znaczy „DJ ratujący życie”. – Zaczęło się od tanecznej imprezy, na której pojawiłem się kiedyś o trzeciej nad ranem – wspomina. – Nikt już nie tańczył. Miałem ze sobą kilka płyt, bo wcześniej występowałem w innym miejscu. Zapytałem didżeja, czy mogę coś zagrać. Po chwili parkiet był pełny. Podszedł do mnie Michał Fogg, prawnuk znanego piosenkarza i powiedział: „DJ Lifesaver!”.
Czasem Nicolas głośno opowiada o swoim nawróceniu, między innymi podczas szkolnych rekolekcji. – Kiedyś po tym, co mówiłem, nawrócił się diler narkotykowy – wspomina. – Wiem, że dobre akcje drażnią szatana – dodaje. – Dlatego sporo osób modli się za mnie. A ja bardzo na to liczę.