Możemy latać!

Piotr Sacha

publikacja 14.12.2017 11:15

Kolejny zawodnik zapina narty, siada na belce i czeka na wskazówki trenera Jana Szturca. Jak kiedyś Adaś Małysz i Piotrek Żyła.

Zawodnicy WSS Wisła  przed trzema skoczniami  – HS 10, HS 20 i HS 40 Zawodnicy WSS Wisła przed trzema skoczniami – HS 10, HS 20 i HS 40
Roman Koszowski /Foto Gość

Po udanym skoku Rafał odpina narty i... znowu wspina się w stronę belki startowej. – To aż 50 schodów! – mówi. – A HS 10 to najmniejsza skocznia – dodaje. Litery „HS” oznaczają rozmiar skoczni (od angielskich słów hill size), a dziesiątka to odległość w metrach. Żeby skoczyć nawet z tak niewielkiej skoczni, trzeba mieć wielką odwagę.

Po przerwie wrócił

Na belce średniej skoczni HS 20 w Wiśle siada Mikołaj Gaczkowski. – Nie boisz się? – pytam 10-letniego skoczka. – Nieee. Zaczynałem skakać z małej skoczni, z połowy rozbiegu. Wysokość zwiększała się stopniowo – wyjaśnia Mikołaj. – Kiedyś przewróciłem się po skoku – wspomina. – I wtedy mocno się przestraszyłem... Zrobiłem sobie nawet przerwę w treningach. Ale wróciłem! – Bo skoki to sport dla twardzieli – stwierdza 8-letni Jaś Pilch. Odwaga przydaje się na progu, a siła, żeby dobrze się z niego odbić – mówi Mikołaj. – Zaczynam już skakać z 40-metrowej skoczni. Na razie z trudem przychodzą zwycięstwa, bo jestem najmłodszy w grupie – dodaje dziesięciolatek. Dorota Kawulok (7 lat) na nartach zaczęła skakać w marcu. – Kiedy Polacy zdobyli mistrzostwo w narciarstwie klasycznym, Dorotka poprosiła, żeby zapisać ją do klubu – opowiada tata, pan Jan Kawulok. – Ja też, jako mały chłopiec, skakałem na tej skoczni – wspomina.

Wyleciał z butów

W zajęciach w Wiśle bierze udział 38 zawodników. Mają od 6 do 15 lat. – Szybkość, dynamika i siła. To cechy dobrego skoczka. Ale na początku liczy się... zabawa – uśmiecha się trener Jan Szturc, który nauczył skakać takich mistrzów jak Adam Małysz czy Piotr Żyła. – Bardzo trudno w tak młodym zawodniku wypatrzyć przyszłego mistrza – mówi trener. – A jak było z Adamem Małyszem? – pytam. – Pamiętam jego pierwszy skok na najmniejszej skoczni – opowiada trener. – Miał wtedy sześć lat. Wszystkie buty narciarskie były na niego za duże. Po lądowaniu dosłownie wyleciał z butów, a narty się rozjechały, każda w swoją stronę – wspomina Jan Szturc. – Adam szybko opanował technikę skoku, ale ponieważ był chłopcem o drobnej budowie, a na małych skoczniach decyduje przede wszystkim siła odbicia, przegrywał z większymi od siebie. Później, na większych skoczniach, pokazywał się z coraz lepszej strony.

Zaczynał na górce

Młodych skoczków w Wiśle trenują też Wojciech Tajner i Rafał Śliż – kolejni wychowankowie trenera Szturca. – Wszyscy przeszliśmy szkołę trenera Jasia – uśmiecha się trener Rafał. – Przyszedłem do klubu bardzo późno, jako 17-latek – wspomina Wojciech Tajner. – Byłem uparty. Postanowiłem od razu wejść na średnią skocznię. Po tym skoku wylądowałem na… brzuchu. Miałem nauczkę, że w sporcie nie warto chodzić na skróty. Trener Rafał Śliż na mamuciej skoczni w Planicy poleciał kiedyś na odległość 199 metrów. – 18 metrów to na razie mój rekord życiowy – mówi 8-letni Jaś. – Nie przewracam się, kiedy ląduję telemarkiem – dodaje i wspomina swoje pierwsze skoki na usypanej górce przed domem. – Ja też robiłem koło domu skocznię – przyznaje Oliver Szturc. – Adam Małysz też tak zaczynał – uśmiecha się trener. – Od podwórkowych skoczni ze śniegu. Jednak górka obok domu to nie to co prawdziwy obiekt. Przy wyjściu z progu na skoczni HS 20 niektórzy pędzą z prędkością nawet 60 km/h.

Powiedział trener

Jeden po drugim zawodnicy oddają kolejne skoki. – Pamiętaj, nisko klatka, biodra wyżej – trener Szturc podpowiada jednemu z najmłodszych. Stoi w okolicy progu, z którego wyskakują jak z procy. Każdemu udziela wskazówek. Co poprawić, co wychodzi już całkiem dobrze. – Same skoki to tylko część treningów – zaznacza. – Sporo zajęć odbywa się w sali gimnastycznej czy siłowni. Wieloskoki, skoki przez płotki, jazda na rolkach, na nartach biegowych... – wymienia trener. – Ćwiczymy cały rok. Nie tylko w zimie – przypomina. – A przed pierwszym w życiu skokiem? – dopytuję. – Trzeba dopasować sprzęt odpowiedni do wzrostu. A zanim zawodnik usiądzie na belce, zjeżdża spod progu skoczni jak ze zwykłej górki – mówi Jan Szturc. Tymek Cienciała pierwszy zjazd dawno ma już za sobą. W tym roku 9-latek z WSS Wisła po raz trzeci z rzędu wygrał Turniej Czterech Skoczni Dzieci. Podobnie jak jego dorosły odpowiednik, konkurs odbywa się w Niemczech i w Austrii.

Chciała skakać

10-letnia Nikola Kiersnowska na trening do Wisły przyjechała aż z... Dąbrowy Górniczej. Jej starsza siostra Wiktoria też skacze w klubie. Na co dzień uczy się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. – Kilka razy w tygodniu jedziemy z Nikolą 105 kilometrów na trening – opowiada mama zawodniczek, pani Agnieszka Kiersnowska. – Największą fanką skoków w naszej rodzinie jest Wiktoria. W jej poprzedniej szkole wychowawczyni zapytała: „Co chcielibyście robić w przyszłości?”. Wiktoria odpowiedziała: „Chciałabym skakać na nartach”. Niedługo potem przyjechaliśmy na skocznię do Wisły. – Ostrożnie siadam na belce – relacjonuje swój skok Nikola. – Sprawdzam zapięcia nart i patrzę na trenera. Kiedy daje mi znak, ruszam w dół. – Najlepsze w skokach jest po prostu to, że można latać! – podsumowuje Jaś Pilch. – Kończymy trening! – oznajmia trener. – Jeszcze nieee! – odzywa się chórek skoczków.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.