Apostołowie i anioł stróż

Piotr Sacha

publikacja 13.02.2018 09:34

Rapują, tańczą hip-hop, kręcą filmy... Jest nadzieja dla ulicy.

Taneczny pokaz  Adriana Taneczny pokaz Adriana
henryk przondziono /foto gość

Do Qlubu Dobre Flow wchodzi się przez jedno z warszawskich podwórek. – To nasze miejsce we wszechświecie – mówi ekipa Hope 4 Street. Najmłodsi mają sześć lat. Najstarsi to dwudziestolatkowie. Wszyscy czują się tu jak w domu... Jest ciepło, przytulnie i kolorowo. Jedną ze ścian tworzy gigantyczne lustro. Uwagę zwraca kolorowe graffiti. W kuchni parzy się pyszna herbata. A angielska nazwa grupy oznacza „nadzieję dla ulicy”.

Ulice

warszawskiej Pragi nie cieszą się w mieście dobrą opinią. – Można tu jednak spotkać bardzo życzliwych ludzi... Pytają na przykład, czy mam jakiś problem – żartuje Łukasz i zaraz wyjaśnia: – Bywa tu niebezpiecznie. – Gdy ktoś dowiaduje się, że jesteśmy z Pragi, ma przestraszoną minę – dopowiadają koleżanki Łukasza. – Na scenie nie liczy się, gdzie mieszkamy. Tu jesteśmy artystami – stwierdza Anna Szmidt, założycielka Hope 4 Street. – Taniec, rap, fotografia, piłka nożna – wylicza kolejne pasje. – Podążamy za talentami tych, którzy do nas przychodzą – wyjaśnia pani Ania. – Czasem wystarczy, że zobaczę, jak ktoś tańczy, i… domyślam się, jaki ma kłopot – mówi opiekunka. Podopieczni nazywają panią Anię aniołem stróżem. A ona marzy, żeby zostali... apostołami. – I pokazywali innym dzieciom, że nie należy bać się robić tego, co się kocha – dodaje. – Występujemy w domach dziecka, w szkołach, świetlicach – mówi Weronika... – A przy dobrej pogodzie rozkładamy maty na Starówce. I tańczymy – dopowiada Kinga.

Moc

w słabości się doskonali – ktoś przypomina słowa z Drugiego Listu do Koryntian. Raz w miesiącu klubowicze mają Mszę Świętą. – Zawsze marzyłam, żeby tańczyć i śpiewać – opowiada Kinga Wasążnik. – Przed występem na scenie przychodził strach i brak wiary w siebie – wspomina. Kinga od pięciu lat rozwija swoje pasje w Hope 4 Street. – Trenuję piłkę nożną. Uczę się tańca... A raz w tygodniu uczę tańczyć dzieci u sióstr loretanek – uśmiecha się. „Dziś na mikrofonie głos, którego nic nie zagłuszy, nie utonie. Reprezentujemy dziecka głos. Otwórz swe serce na miłość, dostrzec chciej coś więcej, uśmiechaj się częściej, ej, ej...” – rapują członkowie grupy w utworze „Mamo”. – Teksty pisze głównie pani Ania – mówią hip-hopowcy. – Ludzie podrzucają hasła. Czasem dostaję parę słów na skrawku papieru, z których sklejam całość – mówi pani Anna. – Przewodzi rap. Ale wplątujemy w muzykę też inne style, jak reggae. A teraz zaczynamy kurs gitarowy – cieszy się prowadząca go Dominika Szcześniak.

Przyjaźń

to w klubie kluczowe słowo. Tutaj przyjaciółki Weronika i Natalia uczyły się sobie przebaczać, leczyły rany. – Wcześniej miałam problemy ze szkołą... Zrezygnowałam z nauki. W gimnazjum dręczyłam swoje koleżanki. Wśród nich była Natalia – mówi szczerze Weronika Pietrzak. – Dopiero w Hope 4 Street pogodziłyśmy się – dodaje. – Ja byłam bardzo zamknięta w sobie – zaczyna opowiadać Natalia Wrzodak. – W moim domu była agresja... W końcu sama zgłosiłam się do domu dziecka. Tu uwierzyłam w siebie – uśmiecha się. Zespół tworzy dziś utalentowana dwudziestka. Powstał prawie sześć lat temu w świetlicy socjoterapeutycznej Mały Książę. Pierwszy koncert grupy okazał się strzałem w dziesiątkę. – Zrozumiałam, że Bóg oczekuje czegoś więcej – wspomina Anna Szmidt. Po każdym hip-hopowym koncercie przychodzi czas na hip-hopowy taniec. Zajęcia z tańca prowadzą w klubie Adrian i Łukasz. Bite dwie godziny z dobrą muzyką i dobrym rytmem. – Zdecydowałem już, taniec to moja przyszłość – stwierdza Adrian Szczawiński. I pokazuje grupce przyjaciół własny układ choreograficzny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.