Patron wszystkiego

Gabriela Szulik

publikacja 13.02.2018 09:33

Ktoś stracił pracę, ktoś czuje się samotny albo martwi się, że inny zgubił drogę do Jezusa i potrzebuje nawrócenia. Przychodzą z różnymi sprawami i u św. Józefa wypraszają wiele. Dla siebie i dla innych.

Patron wszystkiego reprodukcja roman koszowski /foto gość

Święty Józef doskonale sprawdził się jako strażnik największych Skarbów Boga – Jezusa i Maryi, dlatego ludzie mieli do niego wielkie zaufanie. Często dla swoich dzieci wybierali jego imię. Imieniem św. Józefa nazywali różne miejsca, instytucje. I w końcu chcieli, by św. Józef został patronem całego Kościoła, opiekował się nim i bronił przed wszelkim złem. I choć w Biblii nie ma ani jednego słowa, które wypowiedziałby św. Józef – on odpowiada konkretnie. Jednemu znajdzie pracę, innemu żonę, a jeszcze innemu mieszkanie. Trzeba tylko św. Józefa poprosić – i to konkretnie. Jest taki zwyczaj, że do św. Józefa pisze się listy, bo co napisane, to napisane. Takie słowo ma inną moc niż słowo wypowiedziane. Podobno listy do św. Józefa pisze też papież Franciszek. Przyznał to kiedyś podczas jednego z ważnych spotkań. Powiedział, że jeśli pojawia się jakiś problem, pisze liścik do św. Józefa i zostawia go pod figurką, która stoi w jego pokoju. Potem spokojnie idzie spać, a św. Józef przejmuje sprawy papieża. Czytelnicy „Małego Gościa”, którzy uczestniczyli w Roratach o św. Józefie, też mogli takie listy napisać. Zresztą każdy może to zrobić i osobiście złożyć w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu albo wysłać na adres sanktuarium. W kaliskim sanktuarium od 3 grudnia (I niedzieli Adwentu) trwa Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy. W tym niezwykłym miejscu już od XVII w. ludzie modlą się za wstawiennictwem św. Józefa. Znajduje się tam jego cudowny obraz namalowany na prośbę człowieka uzdrowionego z ciężkiej choroby. Człowiek ten prosił Boga przez św. Józefa, patrona dobrej śmierci, by zakończył jego cierpienie. Tymczasem w nocy przyszedł do niego starszy człowiek i powiedział: „Wyzdrowiejesz, ale każ namalować obraz Świętej Rodziny z napisem »Idźcie do Józefa«. A potem ofiaruj go kolegiacie kaliskiej”. Chory zrobił dokładnie tak, jak usłyszał we śnie. A kiedy malarz pokazał mu obraz, chory ucałował wizerunek i… wróciły mu siły, został całkowicie uzdrowiony – jak podają kroniki sanktuarium. Obraz umieszczono w kościele, by inni, którzy będą się przed nim modlić, też wypraszali potrzebne łaski za wstawiennictwem św. Józefa. I tak jest codziennie, a w każdą środę (dzień, w którym szczególnie modlimy się za wstawiennictwem św. Józefa) wszystkie prośby, jakie przychodzą do tego świętego w sanktuarium kaliskim, kładzione są na ołtarzu, następnie odprawiana jest Msza św. w tych intencjach, a potem nowenna, czyli specjalna modlitwa do św. Józefa. O cudach wyproszonych przed tym obrazem powstało już sporo książek, m.in. o kilku z nich możecie przeczytać poniżej.

Nienawiść wyparowała

– Mam sąsiada, którego mijałam z daleka. Kiedy szedł naprzeciw, przechodziłam na drugą stronę. Nie mogłam na niego patrzeć. Mieszka nade mną i awantury w jego mieszkaniu doprowadzały mnie do mdłości – opowiada pani Marzena z Sieradza. Tak było aż do dnia, kiedy pani Marzena pojechała do Kalisza na Mszę św. o uzdrowienie. – Poszłam do sanktuarium św. Józefa – wspomina. – Intencje miałam wypisane na kartce. Bardzo przeżyłam Mszę św. i czuwanie przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy kapłan wspominał tych, którzy tkwią w nałogach, przez chwilę pomyślałam o moim sąsiedzie alkoholiku. Wieczorem pani Marzena wróciła do domu. Wchodząc do mieszkania, uświadomiła sobie, że nie ma w niej nienawiści ani nawet złej myśli o sąsiedzie. – Od tamtej pory minęło już kilka lat – opowiada. – I to się nie zmieniło. Sąsiadowi podaję rękę na przywitanie, a czasem nawet przez chwilę z nim porozmawiam. Awantury piętro wyżej są, ale jakby rzadziej, a ja proszę Boga, by odmienił serca sąsiada i jego rodziny.

Wyproszona Gosia

– Moja mama po powrocie z sanatorium przywiozła mi obraz św. Józefa Kaliskiego: „Pomódl się do św. Józefa. On ci na pewno pomoże. I jedź do Kalisza” – powiedziała. „Mamo, tyle się już modliłam i nic. Myślisz, że ten św. Józef mi pomoże?”. „Tak. On wszystkim pomaga, a za jego przyczyną dzieją się cuda” – odpowiedziała mama. Pani Beata i jej mąż starali się o dziecko. Przeszli mnóstwo badań. Lekarze bezradnie rozkładali ręce: „Jesteście zdrowi” – mówili i proponowali sztuczne zapłodnienie. – Nawet nie chciałam słyszeć o in vitro – wspomina pani Beata. – Mijały kolejne miesiące. Zaczynałam wpadać w depresję, a mama powtarzała: „Jedź do Kalisza, do św. Józefa”. 10 marca przyniosłam obraz św. Józefa do swojego pokoju i zaczęłam odmawiać nowennę i modlitwę „Telegram do św. Józefa”. 19 marca, w uroczystość św. Józefa, postanowiłam: pojadę do Kalisza. Tego, co tam, przed cudownym obrazem, działo się w mojej duszy, nie sposób opisać. W pewnej chwili ksiądz położył na ołtarz tacę, a wierni zaczęli na niej składać intencje. Pani Beata szybko napisała swoją: „Święty Józefie, daj mi jakiś znak, że wszystko będzie dobrze” – prosiła. I stało się… Intencję pani Beaty, włożoną między inne, ksiądz odczytał jako pierwszą. Kilka tygodni później jeden z lekarzy powiedział, że jeśli nie będzie się leczyć, nigdy nie będzie miała dziecka. Tymczasem już od miesiąca dziecko rozwijało się pod jej sercem. Lekarz był zaskoczony. 29 stycznia przyszła na świat Gosia.

Pieniądze na mieszkanie

– Bardzo chciałam wykupić mieszkanie, które zajmowałam, ale kiedy policzyłam wszystkie oszczędności i ewentualne pożyczki, okazało się to niemożliwe – opowiada pani Joanna z Krakowa. – Pojechałam do Kalisza. Świętemu Józefowi powierzyłam swoje problemy. Po powrocie pani Joanna dowiedziała się, że programy telewizyjne jej produkcji są tak dobre, że zasługują na większe honoraria. – Pieniędzy, które mi wypłacono – wspomina pani Joanna – było dokładnie tyle, ile potrzebowałam na wykupienie mieszkania. Byłam zaskoczona, jak precyzyjnie wysłuchał mnie św. Józef. W nowym mieszkaniu mam jego obraz i jemu oddałam się w opiekę.

Gospodarz domu

Domem pani Aldony z Kalisza opiekuje się nie kto inny, tylko sam św. Józef. Pani Aldona sama go o to poprosiła. Gdy została sama ze starszymi już rodzicami, bardzo martwiła się, czy da radę dom utrzymać. Świętego Józefa postanowiła prosić o pomoc. Codziennie odmawia litanię do niego. W domu powiesiła obraz św. Józefa i powiedziała: „Ty bądź gospodarzem tego domu”. – I nie zawiodłam się – opowiada. – Święty Józef posyła mi odpowiednich fachowców i osoby, które mi pomagają. Kiedy wyjeżdżam, mówię: „Święty Józefie, opiekuj się tu wszystkim”. I zawsze wszystko jest w porządku.

Pokój na zamówienie

Praca i mieszkanie w Londynie – to była intencja Doroty, która do św. Józefa modli się, odkąd pamięta. Wiadomo, sprawa nie była łatwa. Tym bardziej że lista Doroty była długa: duży pokój w przyjemnym domu z siłownią, fajne współlokatorki, blisko pracy (żeby móc jeździć na rowerze) i jeszcze żeby niedaleko był basen. Czas mijał, a odpowiedniego dla siebie mieszkania Dorota nie znajdowała. – Byłam załamana – opowiada. Kiedy w końcu znalazła ciekawe ogłoszenie, była tak zrezygnowana, że chciała przełożyć oglądanie na później. – Coś mnie jednak tknęło – wspomina. – Pojechałam i… pokój okazał się idealny! Lepszy niż sobie wymarzyłam. W drodze powrotnej mijałam kościół… św. Józefa, oczywiście ☻ W niedzielę od razu poszłam tam na Mszę św. Wiem, że św. Józef mnie wspiera. Cały czas modlę się do niego i wszystkim o nim opowiadam.

Mąż czekał w Chorwacji

– Zawsze miałam dużo kolegów. Miałam z kim iść do kina, na imprezy, ale żadna znajomość nie była tą właściwą. Taką, która zmieni mój świat. Nie, nie było czegoś takiego. Zero iskry Bożej, zero romantycznych uniesień. Koleżanki powychodziły za mąż, znalazły swoje drugie połówki a ja… nic. Niby nie samotna, bo otoczona wianuszkiem adoratorów, ale jednak w głębi serca sama. Miałam 29 lat i już straciłam nadzieję… Wtedy moja babcia podsunęła mi modlitwę do św. Józefa i obrazek, i kazała się modlić. Na początku wydało mi się to oczywiście śmieszne. Ale postanowiłam spróbować, choćby po to, żeby udowodnić babci, że w mojej sytuacji i święty Boży nie pomoże. Odmawiałam tę modlitwę dzień w dzień, rano i wieczorem, przez pół roku. I… stało się. Byłam na wakacjach z koleżanką w Chorwacji i poznałam Rafała. To było trzęsienie ziemi w moim sercu i miłość od pierwszego spojrzenia. Cztery miesiące później już wychodziłam za mąż. Jestem przekonana, że dzięki modlitwie do św. Józefa jestem dziś tak szczęśliwa. Warto zaufać... Wszystko na swoim miejscu Była nastolatką, gdy znalazła modlitwę do św. Józefa o dobrego męża. Kilka lat później pani Anna poznała dobrego chłopaka, ale nieznającego Pana Boga. Lubili się coraz bardziej, przyjaźnili, pokochali… – A ja byłam w kropce – wspomina pani Anna. – Przecież modliłam się i chciałam mieć katolicką rodzinę. Nie wiedziałam, czy to ten chłopak wymodlony przez św. Józefa, czy mam jeszcze czekać. Zdecydowałam, że będziemy razem, mimo wszystko. Jeszcze w narzeczeństwie chłopak pani Anny poznał Pana Boga. – Teraz to mąż często podtrzymuje mnie na drodze wiary – przyznaje pani Anna. Są szczęśliwym małżeństwem. Mają dwie córki i syna, który – jak obiecała pani Anna – otrzymał imię Józef.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.