Żałuję, ale nie żałuję

Marcin Jakimowicz

publikacja 13.02.2018 09:46

Czy w czasie żalu za grzechy muszę odczuwać smutek? Często nie czuję nic i nie wiem, czy dobrze przygotowałam się do spowiedzi. Pati

Pati! Ty też tak masz? Myślę, że to problem większości katolików. Chcą przed spowiedzią wycisnąć łzy, ale jakoś nie potrafią (a nie zamierzają na szczęście uskuteczniać akcji wkładania za koszulkę cebuli, by rzewnymi łzami zrobić na Panu Bogu odpowiednie wrażenie). Zapominamy o mocnych słowach św. Pawła, że „zapłatą za grzech jest śmierć”. Grzech traktujemy często jako przyjemność – nie wiadomo dlaczego – zakazaną przez Kościół. Dlaczego tak się dzieje? – Bo nie odnosimy tego do miłości – wyjaśnia ks. Stefan Czermiński, spowiednik. – Miłość trzeba pielęgnować jak kruchą roślinkę. Gdy się ją zrani, torturą jest patrzenie, jak cierpi. Żal za grzechy nie jest emocją. To decyzja. Jeśli „gna” nas do spowiedzi, nawet bez doświadczania uczucia żalu, i wchodząc do kościoła, „żałujemy, że nie żałujemy”, to Pan Jezus to widzi. On zna nasze pragnienia. A to jest istotą żalu. Pragnienie złączenia się z ukochanym Bogiem, którego się zraniło. Czy każdy grzech rodzi śmierć? – spyta ktoś zdumiony. – Myślę, że każdy. Grzech lekki to jedynie wejście w zagrożenie życia, ale grzech ciężki to już śmierć, odłączenie od Jezusa – podsumowuje spowiednik. Gdybyśmy doświadczyli, że nasze grzechy rzeczywiście rodzą śmierć, nie chcielibyśmy nigdy do nich wracać. Nasz żal byłby szczery. A tak? Żałujemy, że nie żałujemy. Żal za grzechy nie jest uczuciem! Ludzie myślą, że źle się spowiadają, bo nie czują żalu za grzechy, nie są smutni, przygnębieni z powodu grzechu. Tymczasem żal za grzechy jest bardziej decyzją. Rozpoznajemy, że to, co zrobiliśmy, nie było dobre, i tego żałujemy. Syn marnotrawny wrócił nie dlatego, że ojciec bardzo na niego czekał, wypatrywał jego powrotu, ale dlatego, że był głodny, nic już nie miał, zmarnował cały majątek. Gdyby syn marnotrawny nad pustym świńskim korytem zapłakał: „Tatusiu, skrzywdziłem cię! Wiem, jak bardzo przeze mnie cierpisz”; gdyby jego serce krzyknęło: „Ojcze, zraniłem twoją miłość”… Ale nie... On jęknął: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę” (Łk 15,17). Zwykły głód, najpłytsza motywacja z możliwych. A jednak... wystarczyła, by ojciec wybiegł mu naprzeciw. Bóg cieszy się z naszej decyzji o powrocie. Słyszy nasze: „Tato, wracam do Ciebie” i wybiega nam naprzeciw.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.