Mały szpieg

Jakub Jałowiczor

publikacja 13.02.2018 09:47

Obserwuję tych, którzy są dookoła. Chcę dostać się między nich cicho, niczym wirus, i zarazić wszystkich nieuleczalną chorobą – Miłością!

Tak chciał żyć i tak żył Matteo Farina. Nastolatek pochodził z Brindisi na południu Włoch i jak większość kolegów kibicował Juventusowi. Był duszą towarzystwa. Interesował się problemami innych, doradzał, bronił dziewczyn przed natrętami. Śpiewał w rockowym zespole No Name, z którym występował w szkole i na uroczystościach. Wygrał konkurs ekologiczny i… pisał wiersze. Udało mu się namówić członków rodziny, by zamiast kupować prezenty świąteczne, przekazywali pieniądze na pomoc misjonarzom w Mozambiku. Ksiądz Damiano Comes, który przygotowywał Matteo do I Komunii św., zapamiętał go z jednej z Mszy św. „Zapytałem dzieci, czy ktoś byłby gotów odpowiedzieć Jezusowi »tak«, gdyby któregoś dnia poprosił On, żeby zostać sługą Eucharystii – kapłanem” – wspominał ks. Comes. – Mały Matteo podniósł rękę i głośno powiedział: »Tak!«”.

Spotkanie z ojcem Pio

Matteo nie został księdzem. Jednak przez całe życie starał się – jak to ujął – infiltrować środowisko znajomych. Infiltrować, czyli szpiegować. Ale Matteo Farina nie miał na myśli podsłuchiwania innych. „Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować misję »szpiega« wśród młodzieży, mówiąc o Bogu – stwierdził kiedyś. – Obserwuję tych, którzy są dookoła, żeby dostać się między nich cicho, niczym wirus, i zarazić wszystkich nieuleczalną chorobą – Miłością!”. Matteo prowadził swoją misję, odkąd skończył 10 lat. Miał wtedy dziwny sen. „Znajdowałem się w ogrodzie – opisywał. – Po jednej stronie była zieleń, drzewa, łąki i kwiaty. Po drugiej – tylko ziemia”. Matteo widział siebie jako wyschłe drzewo. W pewnym momencie pojawił się mężczyzna, który nakazał mu pozbyć się grzechów. Inny mężczyzna ochrzcił chłopaka. „Pustka, którą widziałeś, to ludzie niewierzący w Boga, grzeszący i smutni – tłumaczył mężczyzna. Na koniec chłopcu ukazał się o. Pio w brązowym habicie i z widocznymi na rękach stygmatami. – Opowiedz wszystko swojej rodzinie – nakazał chłopcu. – Jeśli potrafisz zrozumieć, że ten, kto nie ma grzechu, jest szczęśliwy, powinieneś uświadomić to innym”.

Dwa piękne lata

Matteo do końca życia starał się wypełniać misję – znajomym mówić o Bogu. Także Serenie, którą poznał, gdy miał 16 lat. „Dzięki niemu przeżyłam najpiękniejsze 2 lata i 10 dni, jakie można przeżyć – pisała później dziewczyna. – Miał rzadkie cechy: uprzejmość, prostotę, radość, odwagę, wrażliwość na innych, a jednocześnie silną osobowość”. Często rozmawiali. „Każda rozmowa pozwalała lepiej się poznać. Wiele osób spędza wieczory, chodząc od lokalu do lokalu, unika poważnych rozmów, bo to »nie jest dla młodych«; my nie baliśmy się iść wbrew modzie” – wspominała Serena. Matteo, choć kiedyś twierdził, że może zostać księdzem, marzył o małżeństwie. Napisał wiersz o małżonkach spędzających ze sobą całe życie. Nie zdążył jednak oświadczyć się Serenie. Już wtedy, kiedy zaczynali się spotykać, wiedział, że jest poważnie chory.

Zawieszony na Bogu

Matteo miał 12 lat, kiedy zgłosił się do lekarza z powodu silnego bólu głowy. Okazało się, że to rak. W Niemczech, w szpitalu w Hanowerze, przeprowadzono trudny zabieg pobrania tkanki z głowy. A później zaczęły się nawroty choroby. „Jednego dnia bawisz się z przyjaciółmi, śmiejesz się i jesteś szczęśliwy. Potem nagle cierpienie i choroba” – pisał Matteo w pamiętniku. Zaczął go prowadzić, kiedy zachorował. Chłopaka leczono chemią i promieniami Roentgena, przeprowadzono dwie operacje głowy. Niełatwo było zaakceptować cierpienie. Pomógł mu ksiądz, którego przypadkowo spotkał. „Zawieszasz się na Bogu i odnajdujesz radość i nadzieję” – notował Matteo. „Lekarze nie widzą poprawy, ale ty o niej wiesz i śmiejesz się... Chcesz krzyczeć do świata, że zrobiłbyś wszystko dla Zbawiciela, że jesteś gotów cierpieć za zbawienie dusz, umrzeć dla Niego”.

Tysiąc przyjaciół

Matteo przeszedł kolejne trzy operacje. Stracił kontrolę nad lewą połową ciała i wylądował na wózku. Zmarł, mając 18 lat. Ludzie, którzy go znali, nie mieli wątpliwości, że był wy- jątkowy. Imieniem Matteo nazwano bibliotekę w szkole, do której chodził, i park w Brindisi. Do działającej na Facebooku grupy „Przyjaciele Matteo Fariny” należy ponad 1,2 tys. osób i cały czas dołączają nowe. Bardzo szybko wszczęto proces, który małego szpiega ma ogłosić błogosławionym. Jego akta trafiły już do Rzymu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.