Biały dom

Adam Śliwa

|

MGN 10/2017

publikacja 28.09.2017 09:31

Żelazna brama, stare drzewa i ciemne alejki. Spośród zieleni wyłania się zamek. Palony, grabiony i remontowany.

Biały dom Roman Koszowski /foto gość

Położony w dolinie, między Przemyślem a Sanokiem, otoczony zielonymi wzgórzami, z daleka niewidoczny. Ale wystarczy podejść bliżej, by na jego widok wprost krzyknąć z zachwytu. Białe mury zamku w Krasiczynie nad Sanem pokrywają szare wizerunki, szczyty ozdabiają baszty – każda inna, a mimo to pasujące do siebie. Siedziba godna książęcego rodu Sapiehów.

Graffiti

Obronny zamek na planie prostokąta zaczął budować pod koniec XVI wieku Stanisław Krasicki, kasztelan przemyski. Potem jego syn Marcin postanowił upiększyć groźny zamek, tak by nie tylko miał cechy obronne, ale aby był też atrakcyjną rezydencją. Mury pokryły tzw. dekoracje sgraffitowe. – To technika, która polega na tym, że na mury kładzie się warstwy różnokolorowych tynków, a potem, gdy wszystko wyschnie, zdrapuje się zewnętrzną warstwę. I w ten sposób na murach powstawały jakby obrazy – tłumaczy przewodniczka pani Ewa Miśniak z Fundacji Pro Arte et Historia. Stoję na środku dziedzińca i nie mogę się zdecydować, gdzie patrzeć. Z każdej strony coś innego. Dwa skrzydła są mieszkalne, dwa tylko takie udają. Chodzi o to, że w tzw. murach kurtynowych są okna, a za nimi… nic. Całość sprawia jednak wrażenie, że wystarczy je otworzyć, a ukaże się piękna komnata. Nad murami wznoszą się cztery baszty – zupełnie różne. – Ta z zieloną kopułą to baszta Boska – wskazuje pani Ewa. – W środku jest kaplica. Baszta Papieska ma szczyt wzorowany na koronie papieża Klemensa VIII, a Szlachecka przypomina koronę Zygmunta III. Królewska zakończona jest małymi wieżyczkami. Wszystkie miały być symbolem porządku w społeczeństwie – dodaje pani przewodniczka. – Porządku opartego na Bogu, Kościele, królu i szlachcie.

Sapiehowie

Zamek trafiał w różne ręce, w końcu kupili go Sapiehowie, którzy po powstaniu listopadowym utracili rodową siedzibę w Kodniu. Leon Ludwik Sapieha z żoną Jadwigą zaczęli od remontu, ale nie zajmowali się tylko swoją nową posiadłością. Wspierali cały region. Zbudowali m.in. warsztaty tkackie, a księżna sprowadziła do Krasiczyna siostry zakonne, by uczyły dzieci. Książę Leon natomiast był jednym z najważniejszych twórców kolei żelaznej w Galicji (od Przemyśla po Komańczę). Nasza przewodniczka wskazuje grób księcia znajdujący się w zamkowej krypcie. Z boku leżą porozbijane płyty nagrobne pozostałych Sapiehów. – Gdy w 1939 roku zamek zajęli Rosjanie, zadali sobie wiele trudu, aby zdewastować groby – opowiada pani Ewa Miśniak. – To, co ocalało, zostało zniszczone przez Sowietów w czasie wyzwalania przez nich Krasiczyna w 1944 roku. Z chłodnego lochu wychodzimy na piękny dziedziniec, który przypomina czasy, gdy mieszkali tu Sapiehowie. Leon i Jadwiga mieli siedmioro dzieci, wśród nich Adama, który kontynuował dzieło rodziców. Dbał o zamek i o rozwój całego regionu. Na parapecie jednego z pomieszczeń leży cegła, a na niej litery AS i herb Lis. – To cegła z cegielni Adama Sapiehy – tłumaczy pani przewodnik.

Pożar

Książę Adam Stanisław Sapieha poślubił księżniczkę Jadwigę Sanguszko. Jej matka pochodziła z rodu Lubomirskich. Gdy po ceremonii ślubnej młoda para wracała do Krasiczyna, czekało na nią huczne powitanie. Nagle powietrzem targnął wybuch. Zapaliły się fajerwerki i… cały zamek stanął w płomieniach. Ocalała tylko baszta z kaplicą. Młoda para musiała więc rozpocząć swoje rządy od kapitalnego remontu. Z jednego z portretów spogląda na nas dumny książę. Twarz jakby znajoma. – Czy to książę Witold z obrazu Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”? – pytam. – Tak, malarz przyjeżdżał tu, do Krasiczyna, przyglądał się koniom ze wspaniałych książęcych stajni i ćwiczył malowanie. Wtedy też naszkicował twarz Sapiehy.

Dęby

Adam i Jadwiga, podobnie jak rodzice Adama, również mieli siódemkę dzieci. Gdy na świat przychodził syn, w pałacowym parku sadzono dąb, a kiedy rodziła się córka – lipę. Do dziś drzewa te, oznaczone kamiennymi tabliczkami, stoją w krasiczyńskim zamkowym parku. Jest m.in. dąb „Paweł”, posadzony na cześć syna, który kochał podróże. Zasłynął tym, że z Japonii i Chin dwa lata wracał konno przez stepy Mongolii i Syberii. Dąb „Adam” natomiast przypomina syna, który został księdzem, potem biskupem krakowskim i kardynałem. To on wyświęcił Karola Wojtyłę na księdza. Warto też wspomnieć o pierwszym dębie posadzonym po urodzeniu najstarszego syna Władysława, który jest prapradziadkiem Matyldy, obecnej królowej Belgów. Kończymy wizytę w pięknym zamku. Przewodniczka pokazuje jedyne pomieszczenie, w którym zachował się dawny wystrój. Dębowa boazeria na ścianach, szafka na broń, głowy upolowanych afrykańskich zwierząt i… tajne przejście. Niestety, zamurowane. Idziemy więc do zamkowej kaplicy. Wrażenie robią nie tylko piękne malowidła. Niezwykłe jest uczucie, że stanęliśmy na posadzce, po której chodził sam król Zygmunt III Waza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.