Raj Izabeli

Adam Śliwa Adam Śliwa

|

MGN 09/2017

publikacja 14.12.2017 11:26

Malowała i zbierała dzieła sztuki. Podobnie jak babcia z Puław chciała pokazać ludziom świat, jaki zobaczyła podczas swoich podróży.

Dębowe schody są imponujące. Ich budowa  trwała 28 lat Dębowe schody są imponujące. Ich budowa trwała 28 lat
henryk Przondziono /foto gość

Księżna Izabela Czartoryska, piękna córka księcia Adama Jerzego, urodziła się w Warszawie, ale od trzeciego roku życia mieszkała w paryskim Hotelu Lâmbert. Kiedy razem z mężem Janem Działyńskim dostała zaniedbany zamek we wsi Gołuchów, była – delikatnie mówiąc – załamana. Jednak tradycyjna u Czartoryskich żyłka kolekcjonerki nie pozwoliła jej załamywać się zbyt długo. Swój zamek wyposażyła najlepiej w Europie. Bez wstydu mógłby dziś stanąć (zamiast nad polską rzeczką Trzemną) nad francuską Loarą. Księżna Izabela zamieszkała w domku obok. Gołuchów miał służyć ludziom.

Kominki z podróży

Zacieniona droga prowadząca do zamku i brama w szarej ścianie nie robią specjalnego wrażenia. Ale drewniane drzwi otwierają przed wchodzącymi inny świat. Słońce odbija się na kamiennym dziedzińcu, a schody, wieże, tarasy i szary kamienny dach wyglądają tak, jakby ktoś wyciął je z francuskich zdjęć. I o to chodziło księżnej Izabeli. Do Gołuchowa sprowadzała najlepszych architektów i malarzy. Sama, mając wielki talent, również wzięła pędzel do ręki. – W jednej z sal możemy dziś podziwiać strop, który księżna malowała samodzielnie – opowiada pan Sebastian Wielgosz, przewodnik po zamkowych salach Gołuchowa. Mąż Izabeli, Jan, zajmował się ogrodem i parkiem – to była jego pasja. – Z podróży Działyńscy przywozili kominki – śmieje się nasz przewodnik. – My przywozimy magnesy na lodówkę, a Izabela od zadłużonych rodów, z niszczejących pałaców czy w antykwariatach wykupywała kominki i w kawałkach przywoziła je do Gołuchowa. Tu je składano, jednak nigdy nie zapłonął w nich ogień. Były tylko ozdobą zamku.

Skarb na wysypisku

Pamiątek z podróży jest więcej: starożytne popiersie z niszczonej dziś w Syrii Palmiry, rzymska mozaika czy fragment posadzki z katedry ze Sieny. Na aukcjach licytowano dla zamku najlepsze obrazy. Przez skrzypiące drzwi przechodzimy do kolejnej sali. Tu widzimy pozostałości największego skarbu kolekcji Działyńskich – antyczne greckie wazy. – Naukowcy z całego świata przyjeżdżali do naszego małego Gołuchowa, by zobaczyć tę kolekcję, drugą po londyńskiej – wyjaśnia przewodnik. W czasie II wojny światowej skarby zostały wywiezione, również do Związku Radzieckiego, a po odzyskaniu trafiły nie do Gołuchowa, ale do Warszawy. Gołuchowskie skarby odnajdują się do dziś w najdziwniejszych okolicznościach. Piękny złoty krzyż z XII wieku pewna kobieta znalazła na wysypisku śmieci. Podniosła go, by nie leżał w tak nieodpowiednim miejscu. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że to bezcenny zabytek.

Klasa królewska

Izabela nazywała Gołuchów swoim ziemskim rajem. Lubiła przechadzać się po salach coraz piękniejszego zamku. Ciszę tego miejsca przerywały tylko odgłosy pracujących rzeźbiarzy i stolarzy, tworzących główne, dębowe schody. Rzeźbiono je prawie 30 lat. Księżna nie doczekała końca prac. My możemy je dziś podziwiać w pełnej krasie. W zamku co chwila trafiamy na herb z głową żubra lub tura i literą L. Co to znaczy? – pytam przewodnika. – Przecież ani Izabela Czartoryska, ani Jan Działyński nie mają w swoim nazwisku literki L. – To herb Wieniawa należący do pierwszego właściciela zamku, Rafała, pra pra pradziadka króla Stanisława Leszczyńskiego i monogram króla – wyjaśnia pan Sebastian. Izabela chciała w ten sposób podkreślić królewskość siedziby, która kiedyś należała właśnie do Leszczyńskich. Ciekawostką jest to, że król Leszczyński w Gołuchowie nigdy nie był.

Różaniec dla dzieci

Izabela i Jan nie tworzyli Gołuchowa dla siebie. Chcieli, aby okoliczni mieszkańcy mogli zobaczyć wspaniałości z różnych miejsc na ziemi. Jako że nie mieli dzieci, ordynatami zamku zostawali bratankowie Izabeli. Ostatnim ordynatem był Adam Ludwik Czartoryski. Jego żona Maria Ludwika z Krasińskich, miała taki zwyczaj, że każdego roku dzieciom z Gołuchowa przystępującym do Pierwszej Komunii Świętej ofiarowywała różaniec. Niedawno jej wnuczka, która kilka razy odwiedziła zamek, zwyczaj ten przywróciła. Zamek w Gołuchowie od 2016 roku należy do państwa polskiego. Zgodnie z życzeniem Izabeli stanowi muzeum dostępne dla wszystkich. Ona sama pochowana jest w gołuchowskim parku, niedaleko swojego raju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.