Szczepionka na życie

Rozmawiała Gabriela Szulik

|

MGN 09/2016

publikacja 02.09.2016 14:27

O przytuleniu Pana Boga, ziarenkach zasiewanych w sercu i o tym, co daje człowiekowi chrzest, rozmowa z ks. Tomaszem Jaklewiczem.

Szczepionka na życie Roman Koszowski /Foto Gość

Mały Gość: Dlaczego chrzest powinno się przyjmować na początku życia, tuż po urodzeniu?

Ks. Tomasz Jaklewicz: Rodzice chcą dla swojego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Więc jeśli Bóg jest dla nich Kimś najważniejszym, to chcą, by ich dziecko było od pierwszych dni swojego życia objęte Bożą miłością. Chrzest to jest takie przytulenie przez Pana Boga. Rodzice chcą, by Pan Bóg je przytulił do swojego serca i uznał za swojego syna lub swoją córkę. Chrzest można też porównać do szczepionki. Dzieciom podaje się różne szczepionki, żeby nie dostały np. odry, gruźlicy czy innej choroby. A chrzest to taka szczepionka, która ma chronić człowieka przed tym, żeby nie utracił bliskości z Bogiem i dostał się do nieba.

Ale przecież niemowlę nie wie, co się dzieje, a do przyjęcia sakramentu potrzebna jest wiara…

Dziecko przez parę dobrych lat nie wie, co się z nim dzieje. Musi się wszystkiego nauczyć. Uczy się mówić, chodzić, sznurować buty itd. Rodzice nauczą je także pierwszej modlitwy, opowiedzą o Bogu, wprowadzą w świat wiary.

Można powiedzieć, że chrzest zasiewa w sercu dziecka ziarenko wiary. Z tego ziarenka będą kiedyś dobre owoce, czyli dojrzała wiara.

Kiedy rodzice przynoszą dzieci do chrztu, ksiądz pyta ich, czy biorą na siebie obowiązek wychowania w wierze, to znaczy czy zadbają o to, aby ich dziecko wyrosło na dorosłego chrześcijanina, czyli ucznia Pana Jezusa. W tym zadaniu pomagają także rodzice chrzestni.

Po co przyjmuje się chrzest? Jakie znaczenie ma przyjęcie tego sakramentu?

Woda oznacza życie. Chrzest daje człowiekowi życie wieczne. Woda służy także do mycia, uwalnia od brudu. Chrzest uwalnia od grzechów, także od grzechu pierworodnego, i włącza człowieka do rodziny wierzących, czyli do Kościoła. To jest podstawa dla wszystkich innych sakramentów. To fundament, na którym człowiek buduje swoją przyjaźń z Bogiem.

Skoro chrzest gładzi wszystkie grzechy, to może jednak powinien nastąpić na końcu życia chrześcijanina, żeby mieć pewność nowego, prawdziwego życia w niebie?

Hm… To kiepski pomysł. Po pierwsze, skoro Kościół mówi, żeby chrzcić dzieci, to warto słuchać Kościoła. Po drugie, jeśli zgrzeszymy, to mamy ratunkowy sakrament, którym jest spowiedź. Sakrament pokuty odnawia w nas łaskę chrztu. Po trzecie, chrzest to nie jest tylko bilet do nieba, to jest łaska, którą mogę się cieszyć już tu, na ziemi, to dar miłości Boga, nadziei, pokoju serca, świętości. Jeśli ktoś chce mi podarować milion dolarów, a ja mówię OK, ale daj mi go tuż przed moją śmiercią, żebym nie zdążył go roztrwonić, to znaczy, że coś ze mną nie tak. Po czwarte, co to znaczy: na końcu. Przecież nikt z nas nie zna daty swojej śmierci. Więc lepiej nie kombinować jak koń pod górkę, tylko starać się żyć łaską chrztu każdego dnia. Czyli żyć jak dziecko Boże, nie przynosić wstydu Ojcu w niebie, ale być powodem Jego radości i chwały.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.