Młode wilki

Piotr Sacha

|

MGN 03/2016

publikacja 12.05.2016 12:44

W jednej klasie uczniowie z Krakowa, Mielca, Kwidzyna… z całej Polski. Podobni wzrostem, szybkością i wielką odwagą.

Tegoroczni maturzyści z trenerem Janem Prześlakiewiczem Tegoroczni maturzyści z trenerem Janem Prześlakiewiczem
roman koszowski /foto gość

Wszyscy zasiedli przed telewizorem w świetlicy internatu. Dokładnie 39 licealistów z trzech klas, czyli… cała szkoła. Za moment pierwszy gwizdek. Polscy piłkarze ręczni stawią czoła kolejnemu rywalowi. W składzie Piotr Wyszomirski, Michał Daszek i Piotr Grabarczyk. Kilka lat temu siedzieli w tej samej świetlicy i dopingowali starszych kolegów.

Szczęśliwa dwunastka

Niepubliczne Liceum Ogólnokształcące Szkoła Mistrzostwa Sportowego Związku Piłki Ręcznej w Polsce – tak brzmi nazwa gdańskiej szkoły. Podobna szkoła, pod opieką Związku Piłki Ręcznej, jest jeszcze w Płocku. Tam trenują dziewczyny. – Do nas trafia 80 procent najlepszej młodzieży z całej Polski – mówi wicedyrektor liceum Andrzej Lisiewicz. – To później trzon juniorskich reprezentacji Polski – dodaje. Gimnazjaliści mają cztery dni na to, by przekonać przyszłych trenerów, że zasługują na miejsce w tym liceum. Najpierw przygląda im się ortopeda. Potem przechodzą testy sprawnościowe z biegania. Dopiero trzeciego dnia dostają do ręki piłkę. W szczęśliwej dwunastce, bo tylu chłopaków uczy się w pierwszej klasie, znalazł się Leon Łazarczyk z Krakowa. – Jako mały chłopiec trenowałem piłkę nożną. Stałem na bramce – opowiada. – Ale zaczęła mi się podobać gra w polu. Tu dzieje się dużo więcej. W czwartej klasie zacząłem grać w ręczną – wspomina. Niedawno Leon trafił do polskiej kadry juniorów. Ma mocny rzut. I wysoką średnią ocen – 4,87.

Maks, adrenalina i siniaki

Michał Frańczak jest o jeden centymetr wyższy od Leona. Swoje 192 centymetry dobrze wykorzystuje w rozegraniu i na skrzydle, gdzie gra. Ale nie jest najwyższy w szkole. Najwięcej centymetrów ma Paweł – dokładnie 205. A najniższy… Niskich w tej szkole nie ma. – Piłka ręczna to gra kontaktowa. Na meczu adrenalina skacze naprawdę wysoko. W walce przydają się wzrost i siła – tłumaczą pierwszoklasiści. Mówią też o efektach tego kontaktu z przeciwnikiem. – Na przykład siniaki – uśmiecha się Leon. – Po meczu każdy je ma. Michał Frańczak trenuje od czwartej klasy podstawówki. – Mama była siatkarką w Gedanii Gdańsk. Tata trenował ręczną w Spójni. Starał się przekazać mi miłość do tej gry. I udało mu się – śmieje się Michał. – Na treningach dajemy z siebie maksa – opowiada dalej. – A popołudniami staramy się też robić coś razem. Oglądamy na przykład mecze ręcznej. Czasem z kartką i długopisem w ręku. Każdy wybiera jednego zawodnika, śledzi jego grę i zapisuje wszystkie błędy. Po meczu wymieniamy się kartkami i wyciągamy z nich wnioski dla siebie.

Ryzyko we krwi

Z każdym rokiem licealiści spędzają na hali coraz więcej godzin. Nie tylko uczą się grać. Najstarsi występują już w pierwszej lidze. – Gramy przeciwko dużo starszym od siebie i bardziej doświadczonym – mówi Arek Moryto. – Ale jesteśmy bardzo waleczni i nie boimy się ryzykować – zapewnia trzecioklasista. – Ryzykowanie muszą mieć we krwi – uśmiecha się trener, Jan Prześlakiewicz. O piłce ręcznej wie wszystko. Uczy w nią grać już 44 lata. – Ponad 40 zawodników ekstraklasy wywodzi się z naszej szkoły – mówi trener. – A kilku obecnych uczniów już niedługo może się przebić do reprezentacji Polski. To zawsze droga przez… ciężką pracę. Sobota – mecz. Niedziela – lekkie rozbieganie przy plaży w lesie. Poniedziałek – siłownia i biegi. Wtorek – dwa treningi. Środa – trening ze sparingiem. Czwartek – dwa treningi. Piątek – przygotowanie do meczu. No i jeszcze zwykłe lekcje w szkole, a trzy razy w roku wyjazdowe obozy.

Nie tylko na plakacie

Hubert Skuciński i Arek Moryto należą do polskiej kadry juniorów. Hubert gra na środku rozegrania. W piłce ręcznej rozgrywający to zwykle ci najwyżsi. – Wzrost jest potrzebny na przykład po to, żeby nie dać się zablokować przy rzucie z dużej odległości – tłumaczy. Rozgrywających jest trzech. To mózgi drużyny. Decydują na przykład o rodzaju zagrywki. Mają do tego specjalne zawołania: „Jugo” – zmiana zawodników od piłki, „Dwójka” – wyprowadzenie koła. – A ja dostaję podanie od rozgrywającego i kończę akcję rzutem – mówi Arek, który gra na prawym skrzydle. Czy mają swoich idoli? – Idole są po to, żeby dobrze im się przyjrzeć i potem podobnie zachowywać się na boisku – mówi Jan Piekarski, środkowy rozgrywający z Mielca. – Moim idolem jest Nikola Karabatić, reprezentant Francji. Chorwat, Ivano Balić, to z kolei idol Huberta. Arek jest pod wrażeniem rzutów Niemca Uwe Gensheimera. – Gra tak, jakby przy rzucie łamał sobie nadgarstek – mówi Arek. – Ale to tylko tak wygląda. Przy jego rzucie trudno przewidzieć, gdzie poleci piłka!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.