Z głową w chmurach

Piotr Sacha

|

MGN 03/2016

publikacja 12.05.2016 12:45

Najpierw Amy poderwała zielony dwupłatowiec. 85 lat później to samo zrobiła Tracey.

Lot Tracey Curtis-Taylor trwał  aż trzy miesiące Lot Tracey Curtis-Taylor trwał aż trzy miesiące
Bird in a Biplane /HANDOUT/epa/pap

Rok 1930. W Darwin, u wybrzeży Australii, wylądowała 26-letnia Amy Johnson. Jako pierwsza kobieta na świecie dotarła tu samolotem samotnie z Anglii. Rok 2016. W Sydney ląduje 53-letnia Tracey Curtis-Taylor. Też samotnie przybyła z Anglii. Nie leciała jednak nowoczesnym samolotem rejsowym, tylko Boeingiem Stearmanem – maszyną z 1942 roku. Jej podróż trwała ponad trzy miesiące.

„Jason” pani Johnson

Na okładce tygodnika „The Illustrated London News” uśmiecha się 26-latka, która majsterkuje coś przy silniku samolotu. Powyżej data: 31 maja 1930 roku. To Amy Johnson. Tydzień wcześniej, po 19 dniach samotnego lotu, dotarła do Australii. Dotąd coś takiego nie udało się żadnej kobiecie. Na lotnisku czekało na nią aż 500 telegramów z gratulacjami. Amy dopiero rok cieszyła się licencją pilota. Na trasie z Londynu do australijskiego Darwin chciała jeszcze pobić rekord czasu i była już nawet bardzo blisko, jednak spóźniła się o… cztery dni. „Powodzenie tego niesamowitego lotu to duża zasługa umiejętności pilotki, która sama potrafiła naprawić swój samolot” – opisywał dziennikarz angielskiej gazety. Angielka rzeczywiście na pamięć znała samolot Gypsy Moth. Nazywała go „Jason”. Z Wielkiej Brytanii kierowała się na wschód. Pierwszym z piętnastu przystanków był Wiedeń, czyli mniej więcej 600 km od Warszawy. Stamtąd ruszyła w stronę Turcji. Po kilku dniach przyszły problemy. Podczas lądowania w Indiach pojawiła się pierwsza awaria. Maszynę szybko naprawiono, ale już dwa dni później z powodu gwałtownej ulewy Amy musiała przymusowo lądować w Birmie. Poza tym kończyło się też paliwo w baku. Amy na lądowisko wybrała jedno z boisk. Te manewry, niestety, zakończyły się w… rowie. Na szczęście pilotce nic się nie stało. A samolot… po dwóch dniach znów był gotowy do startu. Po powrocie z Australii Amy Johnson znów szybko poderwała się z ziemi, żeby bić kolejne rekordy. W 1931 roku poleciała do Japonii. A już w następnym roku do Afryki Południowej. Zaginęła w jednej z misji w czasie II wojny światowej, gdy pilotowała samolot do lotniska niedaleko Oksfordu. Jej „Jason” przetrwał do dziś. Można go oglądać w Muzeum Nauki w Londynie.

„Duszek” pani Taylor

Tracey Curtis-Taylor, pochodząca z Wielkiej Brytanii, bardzo chciała powtórzyć tamten słynny lot Amy z 1930 roku. Jej marzenie spełniło się w zeszłym roku. Tracey wystartowała 1 października 2015 roku. Do Darwin w Australii dotarła 9 stycznia, po 93 dniach. Dlaczego jej lot trwał dłużej niż lot Amy Johnson? Rozwiązaniem zagadki jest paliwo. – Musieliśmy mieć ponad 50 postojów. To zabrało nam sporo czasu – tłumaczyła dziennikarzom. Podczas podróży pani Taylor odwiedziła 23 kraje. Pilotowała samolot Boeing Stearman z 1942 roku. Jej maszyna – podobnie jak maszyna Amy – też miała swoje imię. Dwupłatowiec pani Tracey nazywał się „Duch Artemidy”. Na przebycie całej drogi zielony „Duszek” potrzebował 8 tysięcy litrów specjalnego paliwa, które można było zatankować tylko na niektórych lotniskach. „Duszek” pokonał 22 tysiące kilometrów w eskorcie innego samolotu wiozącego zapasy benzyny. Oprócz braku paliwa pojawiały się też inne kłopoty. Pani Curtis-Taylor musiała na przykład awaryjnie wylądować w Australii, gdzie z pomocą przyszli jej Aborygeni. Podróż utrudniała też zła pogoda. W Rumunii nad wysokimi Karpatami wpadła w mgłę i mocny deszcz. Postanowiła wtedy zawrócić z trasy. I przeczekać. Leciała też nad Syrią, gdzie trwa wojna. „Tracey latanie ma we krwi” – zapewnia wpis na stronie internetowej pilotki. Pierwszą lekcję latania odbyła, gdy miała zaledwie 16 lat. Dziś ma 53. I nie wyobraża sobie, żeby z obłoków zejść na ziemię.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.