Mam to, co mam

Weronika Pomierna

|

MGN 04/2015

publikacja 18.06.2015 12:30

Gdy usłyszał diagnozę, od razu stwierdził: „podnoszę rękawicę i będę walczył”.

Michał gra na gitarze basowej i instrumentach klawiszowych  Michał gra na gitarze basowej i instrumentach klawiszowych
ZDJĘCIA HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Michał Ziomek choruje na zanik mięśni. Robi wszystko, aby choroba go nie ograniczała. W 2013 r. na krakowskim rynku zaśpiewał razem z Grzegorzem Turnauem i wygrał Festiwal Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. Gra na gitarze basowej i instrumentach klawiszowych. W lipcu zeszłego roku obronił magisterkę na psychologii. Pracuje też w wydawnictwie RTCK (Rób To, Co Kochasz), a wkrótce rozpocznie prace nad swoją solową płytą. – Czuję się zwycięzcą – mówi.

To niemożliwe!

Najpierw zachorowała starsza siostra, Gabriela. Michał był zupełnie zdrowy. Biegał i wspinał się po drzewach. Gdy miał 12 lat, rodzice zauważyli postępujące skrzywienie kręgosłupa. Zaniepokoiło ich, że często chodził na palcach, więc zapisali syna na zajęcia korekcyjne. Ale poprawy… nie było. Rodzice dobrze pamiętali, że choroba ich córki zaczęła się od tych samym objawów. Ale chwileczkę, dwoje dzieci chorych na tę samą rzadką chorobę? To chyba niemożliwe! Diagnoza, którą wkrótce postawili lekarze, nie pozostawiała jednak wątpliwości. Zanik mięśni. Choroba, na którą nie ma lekarstwa. Można jedynie spowolnić jej postęp. – Ta choroba zabiera siły pomalutku. Gdy miałem 16 lat, sam jeszcze wychodziłem z domu do sklepu. Potem zacząłem tracić siłę w nogach. Nie umiałem biegać. Ktoś inny mógł łatwo mnie przewrócić – opowiada Michał. – Zacząłem się bać, że upadnę na chodniku. Od 5 lat, gdy wychodzę z domu, używam wózka. Dzięki temu czuję się bezpieczniej i jestem bardziej niezależny. Kiedyś po roku nie było aż tak wielkich zmian. Teraz po kilku miesiącach czuję, że wolniej chodzę i trudniej mi utrzymać prawidłową postawę.

Nie obrażę się

Na początku choroby Michał buntował się. „Dlaczego to właśnie mnie spotkało?” – pytał. – Długo błądziłem – opowiada. – Uciekałem w rzeczy materialne, internet, nieodpowiednie towarzystwo. Ale zawsze byli przy mnie rodzice, rodzeństwo i moja dziewczyna. Oni utwierdzają mnie w tym, że mogę robić to, co kocham. Widzą, jaką mi to daje radość. Dzięki temu czuję się kochany i mogę kochać innych. Michał ratuje się fizjoterapią i pływaniem. Rehabilitant pomaga mu w ćwiczeniach. – Jeśli chcę gdzieś pojechać muszę prosić innych o podwiezienie – mówi. – Dawniej miałem problem ze słowami: „dziękuję”, „przepraszam” i „proszę”. One oznaczają zależność, a ja chciałem być taki niezależny. Wolałem udawać superbohatera, niż poprosić o pomoc. Teraz uczę się prawdziwego znaczenia tych słów – mówi. Czy modli się o uzdrowienie? – Robiłem to przez kilka lat – przyznaje. – Potem stwierdziłem, że będę prosił Pana Boga, aby zanikające siły odchodziły ode mnie nieco wolniej. Wierzę w cuda – dodaje – ale uzdrowienie nie jest najważniejsze. Czekam na nie, ale jeśli tak się nie stanie, to się nie obrażę. Choć choroba zabiera mi siły w rękach, w nogach, to nie pozwolę, aby zabrała mi uśmiech. Michał modli się, by z tej choroby powstało jakieś dobro.

Może to  moje zadanie?

Gdy dwa lata temu podczas Festiwalu Zaczarowanej Piosenki razem z Grzegorzem Turnauem wykonał utwór „Naprawdę nie dzieje się nic”, poruszył nie tylko jurorów, ale i zebraną na krakowskim rynku publiczność. Wielu gratulowało Michałowi świetnego głosu, a przede wszystkim radości z życia i uśmiechu. Michał pochodzi z bardzo muzykalnej rodziny. Do udziału w konkursie namówiła go mama. Jego rodzice śpiewają, tata jest organistą, brat gra na gitarze basowej, puzonie i tubie. Najstarsza siostra śpiewa. Druga, zanim zachorowała, grała na skrzypcach. Michał grał w kilku zespołach, m.in. w Positive Message wykonującym muzykę reggae. Teraz, od czterech lat gra i śpiewa w zespole Chwalcy Pana. Występ z Grzegorzem Turnauem, kontakt z takimi osobami jak Anna Dymna, Renata Przemyk, Urszula Dudziak, Monika Kuszyńska czy Katarzyna Groniec sprawił, że Michał nabrał pewności siebie i zobaczył, że można wiele. – Może ta choroba to jednak jakaś misja, jakieś zadanie? – zastanawia się Michał. – Żeby tych ludzi, pełnosprawnych, którzy nie potrafią cieszyć się życiem lub nie wierzą w siebie, pobudzić do działania? Ja sam kiedyś też siebie nie akceptowałem. Jednak każdy z nas został obdarowany. Trzeba tylko dostrzec te talenty, które dał nam Bóg. Ja nie dostałem wysportowanego ciała, ale dostałem pogodę ducha, radość, talent, wspaniałą rodzinę i dziewczynę – ludzi, którzy mnie codziennie wspierają.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.