Kiedy diabeł mdleje

Piotr Sacha

|

MGN 01/2015

publikacja 14.04.2015 13:03

Prawdziwa armia. Lektorzy wiedzą, co do nich należy. Zawsze gotowi do służby. I dobrze znają swoją broń.

Ministranci przed obrzędem ustanowienia lektorów  w żywieckiej konkatedrze Ministranci przed obrzędem ustanowienia lektorów w żywieckiej konkatedrze
archiwum parafii

Zanim rozpocznie się obrzęd ustanowienia lektorów, ks. Marcin Naglik, opiekun ministrantów w żywieckiej konkatedrze, głosi kazanie: „Kiedy sięgasz po Biblię, diabeł ma ból głowy. Kiedy ją otwierasz, ma załamanie nerwowe. Kiedy zaczynasz czytać – mdleje. Kiedy zaczynasz nią żyć – ucieka” – słyszą świeżo upieczeni lektorzy. – To było mocne – są zgodni.

300 na jednego

Miesiąc temu, w listopadzie, jedenastu ministrantów po raz pierwszy założyło w kościele Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Żywcu lektorskie alby. W sumie służy tu już ponad 50 lektorów... Prawdziwa armia. Gdy do takiej armii dołącza kompania 20 ministrantów, księża są spokojni o obstawę przy ołtarzu. – W niedzielę odprawiamy w sumie czternaście Mszy świętych w pięciu kościołach i szpitalnej kaplicy. Ministranci i lektorzy nigdy nie zawodzą – uśmiecha się ks. Marcin. Parafia liczy 15 tys. osób. – Na jednego lektora przypada 300 parafian – liczy szybko Maciek Urbaniec. – Mamy sporo Mszy, ale mamy też dobry system – uśmiecha się Tomek Szczepaniak, jeden z sześciu ceremoniarzy. – 9 grup lektorskich i 8 ministranckich. Niedzielny dyżur się zmienia – wyjaśnia. – Na przykład jeśli pierwsza grupa służy o szóstej rano, to tydzień później służy na kolejnej, o 7.30. A w następnym tygodniu o 8, ale już w innym kościele...

Lektorski savoir-vivre

Bracia Dominik, Daniel, Marcin i Mikołaj tworzą jedną grupę lektorów. Trzy razy w tygodniu jeżdżą do kościoła samochodem. Prowadzi najstarszy, Dominik. – W zakrystii przed Mszą dzielimy się czytaniami – opowiada Dominik. – Jeśli czytanie jest krótsze, łatwiejsze, wtedy czytają młodsi, Daniel i Mikołaj. A gdy jest trudniejsze, czytam ja lub Marcin – dodaje. Lektorzy odpowiadają też za modlitwę wiernych. – Jedno obowią- zkowe wezwanie brzmi: „O nowe powołania kapłańskie, zakonne i misyjne z naszej parafii i ziemi żywieckiej” – mówi Marcin. Żeby zostać lektorem, trzeba dobrze czytać Pismo Święte. Aby dobrze czytać Pismo Święte, trzeba przejść kurs lektorski. – Przez pięć tygodni co sobotę słuchaliśmy wykładów z biblistyki, liturgiki czy lektorskiego savoir vivre’u, czyli tego, jak powinien się zachowywać lektor – opowiada Karol Sowa. – W kościele przyrzekaliśmy wypełniać obowiązki lektora pobożnie, gorliwie i radośnie... Tak, radośnie – podkreśla gimnazjalista – to nie slogan. Cieszymy się z tego, że możemy spotykać się z Panem Jezusem przy ołtarzu.

Czułość mikrofonu

– Była też lekcja śpiewu z panem organistą – wspomina Staś Hubczak, najmłodszy lektor w parafii. On i dziewięciu innych lektorów śpiewają psalmy. – Po prostu lubię śpiew – stwierdza Karol. – Śpiewam również w szkolnym zespole. Choć w ostatnim roku było trochę trudniej, bo właśnie przechodzę mutację. Ciągle ta chrypa. Teraz jest już w porządku, bo śpiewam o oktawę niżej – kończy Karol. Noszenie lektorskiej alby wiele zmienia. – Czuję teraz większą odpowiedzialność – mówi poważnie Staś. – Jeśli któryś z młodszych kolegów źle się zachowa, powinienem go upomnieć – wyjaśnia. – Poza kościołem też muszę pamiętać, że jestem lektorem – dopowiada Szczepan Pieronek. – Lektor daje dobry przykład i w szkole, i w domu. W żywieckiej konkatedrze modli się nieraz 700 wiernych. W mniejszych kościołach czy szpitalnej kaplicy jest ich dużo mniej. – Ale dla nas, lektorów, to bez znaczenia – zaznacza Szczepan. – Zawsze staramy się jak najlepiej przeczytać słowo Boże. Różnica jest tylko w czułości mikrofonu – śmieje się gimnazjalista.

Dobra motywacja

Szymon przyznaje, że jako ministrant zawalał dyżury. – W pewnym momencie uzbierałem 5 tysięcy punktów... Minus 5 tysięcy punktów – zaznacza. – Ale szybko się podniosłem. Jako lektor wyszedłem na prostą. I teraz jestem zawsze na plusie. – Widzę uśmiech u naszych lektorów – mówi opiekun grupy, ks. Marcin Naglik. – Nie pusty śmiech, ale prawdziwą radość – dodaje. Gimnazjaliści i licealiści zaznaczają, że ranga konkatedry, czyli drugiej siedziby biskupa, to dodatkowa motywacja. – To naprawdę zobowiązuje – potwierdza ceremoniarz Tomek. – Dbamy, żeby liturgia była piękna, jak tylko potrafimy – mówi. Nad wejściem do kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny widnieje data: 1515 r. W środku piękna płaskorzeźba z około 1500 roku przedstawia scenę zaśnięcia Maryi. Taka historia… to naprawdę zobowiązuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.