Leć, muzyczko, do nieba

Rozmawiał Piotr Sacha

|

MGN 05/2014

publikacja 17.04.2014 12:48

O spotkaniach z Janem Pawłem II, zimnym prysznicu w Wielki Piątek i piosence, która stała się hymnem, opowiadają Łukasz i Paweł Golcowie.

Leć, muzyczko, do nieba Bartek Śnieciński mua&hair Kasia Piechocka-Lenartowska

Mały Gość: Modlicie się za wstawiennictwem Jana Pawła II?

Paweł Golec: Czuję i wierzę, że Jan Paweł jest naszym wielkim powiernikiem, dlatego modlę się za jego wstawiennictwem od jego śmierci. On już wtedy był dla mnie świętym. Łukasz Golec: Mam jedną taką modlitwę. Noszę ją zawsze przy sobie. To pokrzepienie mojego serca i duchowa pomoc.

O co najczęściej prosicie Ojca Świętego?

Łukasz: O siły, o zdrowie, mądre decyzje, natchnienie, opiekę nad bliskimi. Paweł: Zazwyczaj proszę Jana Pawła o coś, co trudno mi osiągnąć lub na co nie mam wpływu. Polecam mu moje troski, obawy, niełatwe chwile. I zawsze proszę o opiekę dla mojej rodziny.

Trzy razy śpiewaliście dla Ojca Świętego. Opowiedzcie o tych spotkaniach.

Paweł: To były wydarzenia szczególne w naszym życiu, nie tylko z powodów religijnych, ale i osobistych. Łukasz: Pierwsze takie spotkanie odbyło się w 1995 roku. Wtedy jako licealiści graliśmy na Mszy św. w bazylice św. Piotra razem z Orkiestrą Dętą Fabryki Śrub z Żywca. Kolejne spotkanie to pożegnanie na krakowskich Balicach w 2002 roku, a trzecie, bardzo spontaniczne, podczas audiencji w 2004 roku w Rzymie. Paweł: To, że mogliśmy pożegnać Ojca Świętego na krakowskich Balicach, było dla nas, artystów, wielkim zaszczytem. Ze wzruszeniem wspominam ten wymowny gest błogosławiącej dłoni papieża, kiedy wchodził do samolotu. I słowa: „Cóż powiedzieć, żal odjeżdżać...”. Łzy same płynęły do oczu. Każdy czuł, że to już ostatni raz papież Polak jest w ojczyźnie.

Kim dla Was jest Jan Paweł II?

Paweł: Trudno to powiedzieć. Potrafił rozpalać słowem, żył Ewangelią i Chrystusem, a jednocześnie był blisko spraw ludzkich. To nauczyciel modlitwy i strażnik wartości chrześcijańskich. Łukasz: Był otwarty, potrafił rozmawiać z przedstawicielami innych religii. Podróże apostolskie wymagały od niego – jak to górale godajom – niezłej „krepy”. Imponująca postawa, jak na czasy, w których żył. Dla mnie to orędownik, przyjaciel. Święty XXI wieku.

Wasza piosenka „Leć, muzyczko” stała się hymnem w szkołach im. Jana Pawła II. Wiecie w ilu?

Paweł: Dokładnie tego nie śledzimy. Ale z tego, co nam wiadomo, ta piosenka jest hymnem Szkoły Podstawowej w Iwinach, w Brzesku, w Twardorzeczce i w Węgrach. Łukasz: W Brzesku osobiście uczestniczyliśmy w ceremonii nadania szkole imienia Jana Pawła II. Pamiętam dreszcz na plecach, kiedy wstając do hymnu, usłyszeliśmy słowa naszej piosenki w wykonaniu uczniów. Czasem zgłaszają się do nas szkoły i różne instytucje z prośbą wykorzystania tego utworu podczas swoich ceremonii.

Teraz ta piosenka jest hymnem kanonizacji Jana Pawła II. Jak i kiedy powstał ten utwór?

Paweł: W 2002 roku, tuż przed naszym tournée po Stanach Zjednoczonych dostaliśmy propozycję napisania takiej piosenki. Kalendarz mieliśmy bardzo napięty. Zleciliśmy więc nagranie zaprzyjaźnionemu muzykowi Tomaszowi Szymusiowi, dziś znanemu dyrygentowi.

Po powrocie z USA utwór był gotowy?

Łukasz: Nie do końca. Gdy wróciliśmy ze Stanów, do bębnów, basu, gitary, mandoliny, tuby i akordeonu dograliśmy swoje wokale i góralskie smyki. A chóry męskie wykonał specjalnie zaproszony prawosławny chór cerkiewny „Oktoich” z Wrocławia. Paweł: Słowa napisali Olga i Rafał Golcowie, co – jak mówią – nie było łatwe. Bo jak w kilku słowach opowiedzieć i opisać pontyfikat wielkiego papieża?...

Często gracie „Leć, muzyczko”?

Łukasz: To nie jest zwykła piosenka. To opowieść o świętym papieżu. Wśród naszych piosenek to kompozycja szczególna. Wykonujemy ją przy okazji wyjątkowych wydarzeń i w wyjątkowych miejscach. Paweł: Najczęściej podczas koncertów kolęd w kościołach, salach koncertowych i na specjalne życzenie.

A teraz mały eksperyment. Zamknijcie na chwilę oczy i przypomnijcie sobie, jak wyglądała Wielkanoc w Milówce u małych braci Golców?

Łukasz: Radośnie, rodzinnie, wiosennie i smacznie. (śmiech) Paweł: Spokój kończył się w lany poniedziałek. Oj, byliśmy postrachem wszystkich dziewczyn w Milówce... (śmiech)

A jakie tradycje wielkanocne pamiętacie?

Łukasz: Wielkanoc w naszym rodzinnym domu rozpoczynała się już praktycznie w Niedzielę Palmową. Obowiązkowo startowaliśmy w konkursie na najwyższą palmę, którą wykonywaliśmy sami, czasem z pomocą starszych braci. Pamiętam też, że mama głaskała nas poświęconą gałązką bazi. Taki zabieg miał nam zapewnić zdrowie. Wielki Tydzień to była modlitwa i wyciszenie. Paweł: Ponieważ byliśmy ministrantami, od Wielkiego Czwartku chodziliśmy do kościoła. W Wielki Piątek po przebudzeniu mama myła nas zimną wodą, a my trzy razy odmawialiśmy „Któryś za nas cierpiał rany”. To taka „zdrowa” tradycja przypominająca dzień Męki Pańskiej. I gwarancja natychmiastowego wybudzenia. (śmiech) Łukasz: Od Wielkiego Piątku trzymaliśmy wartę honorową przy grobie Pana Jezusa. Natomiast w Wielką Sobotę opalaliśmy w poświęconym ogniu głowienka, czyli gałązki z bazi, potem robiliśmy z nich krzyżyki, a babcia wbijała je na polach, co miało zapewnić urodzaj. Jak w każdym polskim domu malowaliśmy pisanki, święciliśmy pokarmy i pomagaliśmy w porządkach. Paweł: Pamiętam też, że wykopywaliśmy chrzan, z którego potem mama robiła pastę jajeczną. Była bardzo ostra, ale taka musiała być, bo chrzan zabijał wszelkie bakterie i zarazki. Łukasz: A jak chrzan, to tylko ze swojską szyneczką, wędzoną przez tatę w specjalnym domowym „wyndzoku”, tuż przed Wielkanocą. Tata suszył ją później na strychu, a jej zapach rozchodził się po całym domu i to zwiastowało nadejście świąt.

Czy Wasze dzieci już muzykują? Powstanie Mała Golec uOrkiestra?

Łukasz: Moje dzieci chodzą na lekcje gry na instrumentach. Trudno przewidzieć, czy pójdą w nasze ślady. Z pewnością mają słuch i pamięć muzyczną. Ale to jeszcze nie wszystko. Życzę im, by odnalazły swoją drogę. A czy to będzie muzyka? Życie pokaże. Paweł: Moja córka Maja ma 11 lat. Uczy się grać na skrzypcach, uwielbia taniec i śpiew. Pięknie rysuje. Ale tak jak powiedział brat, czas pokaże. Młodsza Ania ma 8 miesięcy, uwielbia śpiewać w swoim języku i na swoją nutę. (śmiech) Łukasz: Na razie można usłyszeć nasze dzieci w „Dobrej piosence” na najnowszej płycie „The best of Golec uOrkiestra”.

Na scenie śpiewacie już 15 lat. Co się zmieniło?

Paweł: Nasza muzyka to nasze przeżycia. Muzyka dojrzewa razem z nami. Świetnie słychać to na ostatniej płycie. Począwszy od „Lornetki” po „Młody maj” – piosenki, która zdobyła SuperPremierę 2013. Poza tym mamy własne studio, współpracujemy z najlepszymi w Polsce. Łukasz: Muzyka zmieniła w na- szym życiu bardzo wiele. Tyle się dzięki niej wydarzyło. Ale ani na jotę muzyka nie zmieniła nas jako ludzi. W dalszym ciągu jesteśmy ciekawymi świata chłopcami z Milówki, którzy wszystkiemu się dziwią i wszystkim potrafią się cieszyć. Ta dziecięca ciekawość nowych dźwięków, nowych brzmień, jest w nas na tyle silna, że wciąż mamy ochotę tworzyć coś nowego i stawiać czoło nowym wyzwaniom. I oby tak pozostało.

Bracia bliźniacy, od dziecka razem, razem na scenie. Gdy się na Was patrzy, widać, że Wy po prostu się lubicie…

Paweł: Nie mamy wyjścia. (śmiech) Łukasz: Jesteśmy bliźniakami i od urodzenia wszystko robimy razem. Znamy się, ufamy sobie, wspieramy się w pomysłach. Czasem się kłócimy i mamy „ciche dni”. Jak w starym dobrym małżeństwie. (śmiech)

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.