Chwila jest skarbem

Piotr Sacha

|

MGN 06/2013

publikacja 19.09.2013 11:23

Ksiądz Bosko stoi w kapeluszu i zerka na chłopców grających w ping-ponga. Cieszy się z każdego zarobionego pieguska.

Podopieczni przy figurze swojego patrona Podopieczni przy figurze swojego patrona
Jakub Szymczuk

O 15.50 drzwi oratorium są jeszcze zamknięte. Dlatego grupa uczniów, która przyszła tu od razu po szkole, zbiera się z piłką pod koszem. Kilka kozłów, potem rzutów i chwilę później biją już dzwony bazyliki Serca Pana Jezusa na warszawskiej Pradze. To znak, że trzeba kończyć grę i szybko biec w stronę wejścia. – Pierwsza! – woła Wiktoria w progu oratorium. A kto pierwszy, ten zapala paschał. Wiktoria: „Światło Chrystusa”. Pozostali: „Bogu niech będą dzięki! Punktualnie o 16.00 – zajęcia rozpoczęte.

Pieguski

Oratorium zapełnia się powoli. Najpierw przychodzą młodsi. Zanim zacznie się zabawa, Krystek odrabia zadanie z polskiego pod czujnym okiem licealistki Magdy. – Jak skończę lekcje, będę miał wolną głowę do gry w berka – tłumaczy Krystek. – Zagra pan ze mną? – Kuba wyciąga rakietki do ping-ponga. – Mamy cztery stoły. Gram nieźle – dodaje. Kuba, Krystek, Wiktoria, Magda, każdy, kto tego dnia przyszedł do oratorium, dostał kolejnego pieguska. – To nasza waluta – śmieje się pani Anna Pytlakowska. – Każdy ma swój miesięczny budżet. Tak uczymy się oszczędzania, planowania miesięcznych wydatków – wyjaśnia pani Ania. – Raz w miesiącu możemy wypłacić pieguski z naszego konta i na coś zamienić – tłumaczy Wiktoria. – Ostatnio udało mi się zebrać ponad 200 piegusków. Zamieniłam je sobie na słodycze i pomoce szkolne: blok, klej, korektor... – opowiada trzecioklasistka. – Czasem zrzucamy się z koleżankami na przykład na batonika za 15 piegusków – mówi Patrycja. – Tyle też dostajemy ich za szóstkę w szkole – dodaje. – Szkoda, że oceny z wuefu się nie liczą... – śmieją się dziewczyny.

Buraki

Oratorium przy bazylice Najświętszego Serca Jezusowego w Warszawie nosi imię ks. Jana Bosko. Takie miejsca dla dzieci i młodzieży, gdzie mogą się i bawić, i uczyć, to jego pomysł. Pierwsze oratoria powstawały w Turynie we Włoszech. Księdzu Janowi pomagała jego mama Małgorzata. Tu, na warszawskiej Pradze, przy ul. Kawęczyńskiej, spogląda ona na dzieci przychodzące do oratorium z portretu i przypomina swoje słowa: „Każda chwila jest skarbem”. Po godz. 17 robi się już tłoczno. Do młodszych dołączają starsi. W sporej kawiarence regał szczelnie wypełniają gry planszowe, quizy i puzzle. Gdy ktoś wróci ze szkoły z dobrą oceną, może usiąść do układania puzzli. Później jego dzieło zawiśnie w ramce na ścianie. Czasem tylko trudno skupić się, gdy w sali obok chłopcy grają... burakiem. – To taka pluszowa piłka – tłumaczy Piotrek. – Można nią grać w siatkę, w nogę, w ręczną. Właściwie we wszystko – dodaje. – No... może z wyjątkiem koszykówki. Pozostali chłopcy rozpoczynają zbiórkę ministrancką. Dziewczyny mogą należeć do grupy bielanek i upiększać na przykład procesje.

Literki

Gdy na zegarze wybija godz. 18, wszyscy schodzą się na korytarz. Stają przy figurze swojego patrona. Ksiądz Bosko stoi uśmiechnięty w kapeluszu na głowie. Wspólną modlitwę kończy hasło: „W oratorium…” I odzew: „jesteśmy rodziną!”. – Każdy może tu wejść. Nie jesteśmy zamkniętą grupą – mówi ks. Andrzej Kurto, salezjanin. – Im więcej hałasu robią dzieci, tym bardziej czują się bezpiecznie – uśmiecha się pani Ania. – Są radosne, nie muszą chować się gdzieś po kątach. – Pani Ania ukryła dziś w różnych miejscach kartki z zadaniami – Piotrek opowiada o zajęciach biblijnych. – Musieliśmy je znaleźć. I na przykład pokazać na mapie, gdzie we Włoszech leży Turyn, miasto naszego patrona. Albo powiedzieć, kto pomagał ks. Bosko prowadzić oratorium. Za wykonane zadanie – jedna literka. Później ułożyliśmy hasło: Księga Syracha 17,1-7. I rozmawialiśmy o tym fragmencie Pisma Świętego.

Herbata

24 maja mija 80 lat od powstania oratorium w tym miejscu. Na początku przychodzili tylko chłopcy. Razem bawili się, grali na boisku w piłkę. Wtedy wydano ponad 1000 oratoryjnych legitymacji. To dziesięć razy tyle, co dziś. W tym roku wszyscy czekają na przyjazd swojego patrona. W maju dotrą do nich relikwie ks. Bosko. To dopiero będzie wydarzenie. Tymczasem czas mija. Po 18.00 do oratorium przyszli najstarsi. Niektórzy mają już ponad 20 lat. Jedni parzą herbatę w kawiarence, inni grają „w skojarzenia”. Kilku stanęło przy stole do bilarda. „Gramy!” – niecierpliwi się ktoś. „Graj, jak człowiek!” – woła inny. „A co to znaczy, być człowiekiem?” – któryś rozpoczął dyskusję, która ciągnie się prawie do godz. 23. Bo w oratorium jest jak w rodzinie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.