Święty na jasno

Franek fałszerz

|

MGN 05/2013

publikacja 11.04.2013 07:00

Jusepe de Ribera wielkim malarzem był. Jak przystało na hiszpańskiego artystę, większość twórczego życia spędził w Neapolu

Święty na jasno

Bo jakoś tak to było, że Hiszpania w swoim złotym wieku (dosłownie złotym, bo po odkryciu Ameryki złoto płynęło do Hiszpanii obficie jak głupie odzywki w internecie) chętnie przyjmowała cudzych artystów, a swoich doceniała, gdy wyjechali. Sam Ribera stwierdził, że „Hiszpania jest kochającą matką dla cudzoziemców i okrutną macochą dla własnych synów”. Co? Pytacie, kto to był Sam Ribera? Nie, on był Jusepe, a strażak Sam. No i oczywiście Kevin też był Sam – w domu. Ale Jusepe de Ribera nie miał z nimi nic wspólnego. On miał związek ze swoimi obrazami, a raczej one z nim. Łatwo je rozpoznać. Są bardzo wyraziste. Mocne kontrasty światła i cienia, coś podobnego jak u Caravaggia (na nim się zresztą wzorował), ale pozy jego bohaterów są jakby uchwycone w trakcie wykonywania gwałtownych ruchów. Często są to męczennicy: jednego rozciągają na jakiejś belce, drugiego obdzierają ze skóry, z trzeciego wystają strzały – takie rzeczy. Tło za nimi jest zwykle ciemne. Ale na starość coś się tam malarzowi rozjaśniło – zaczął malować jaśniejsze obrazy i swobodniej machał pędzlem. Obraz „Święty Franciszek w ekstazie”, który tu fałszuję, należy do tego drugiego okresu, co łatwo rozpoznać choćby po tym jaśniejszym tle.

Święty na jasno   Święty z Asyżu, jak to u Ribery, też jest pokazany w ruchu, a przynajmniej w pozie, która do spokojnych nie należy. To ostatni okres życia Franciszka. Scena rozgrywa się na górze Alwerni (La Verna) – tam święty otrzymał stygmaty. Franciszek ma na sobie habit, który do dziś jest tam przechowywany. Można go zobaczyć: pełno łat, a w boku dziura, jakby wypalona przez promień serafina – jeden z tych promieni, które na ciele świętego zostawiły znaki męki Chrystusa. U dołu obrazu po lewej widać zakonnika patrzącego w księgę. To brat Leon, który był na Alwerni ze św. Franciszkiem. Choć obrazów przedstawiających św. Franciszka jest mnóstwo, ten, uważam, należy do najlepszych. Jest bardzo prawdziwy, zbliżony, moim zdaniem, do oryginału. No, zgoda, że trochę po barokowemu „teatralny”, ale Ribera to przecież twórca barokowy właśnie. A niezależnie od tego, dzieło to jest o niebo lepsze od późniejszych cukierkowych wizerunków Franciszka, które z tego świętego zrobiły bezmyślnego ekologa i zawziętego pacyfistę. Więc doceńcie dzieło, a moje fałszerstwa trochę też. Jest ich tym razem dziesięć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.