Nasz drugi dom

Piotr Sacha

|

MGN 05/2013

publikacja 17.06.2013 15:47

Zanim zaczęli rapować: „Miłość jest lekarstwem na zło tego świata”, grali w ping-ponga i... patroszyli ryby na Mazurach.

Zadzwonić, tylko równo...  Tego się nie zapomina Zadzwonić, tylko równo... Tego się nie zapomina
henryk przondziono

Na Dzień Ministranta do Jędrzejowa ściągnęły tłumy. Na scenie hip-hop. „Nie wstydźcie się, że jesteście ministrantami. Bądźcie z tego dumni, bo służycie Panu Jezusowi!” – rzuciło trzech raperów. Miras, Dzyrooo i Picia z grupy Full Power Spirit też służyli przy ołtarzu.

Kolejka do kadzidła

– Wychowaliśmy się w Białej Podlaskiej na Osiedlu Młodych – opowiada Mirek „Miras” Kirczuk. – Chodziliśmy do tej samej podstawówki, ale bliżej poznaliśmy się dopiero jako ministranci. – W parafii Chrystusa Miłosiernego służyło nas wtedy ponad 100 ministrantów i lektorów! – mówi Marek „Dzyrooo” Dzyr. – Naprawdę trudno było się przebić, żeby pełnić jakąś funkcję. A ja strasznie lubiłem trybularz. Jeśli trzeba było zakadzić, byłem pierwszy – wspomina Dzyrooo. – Każdy się starał, żeby nie popełnić błędu przy ołtarzu, bo w kolejce czekali chętni na jego miejsce – dodaje raper. – Bardzo chciałem być lektorem, jeszcze zanim miałem odpowiedni wiek – wtrąca Miras. – I wpadłem na genialny pomysł. Służyłem często na ślubach i pogrzebach. Wtedy nieraz nie było prawdziwych lektorów, a ja mogłem czytać. W końcu czytania pogrzebowe znałem na pamięć.

Liga i obozy

Miras: – Pamiętam pierwsze spotkanie kandydatów na ministrantów, na które przyszedłem za namową mamy. W salce zobaczyłem 40 chłopaków. I szybko znalazłem bratnie dusze. Dzyrooo: – Nasze spotkania nie kończyły się wraz z zawieszeniem komży na kołku. W swojej salce spędzaliśmy długie godziny. Nieraz gadaliśmy do późnego wieczora. Sporo graliśmy w ping-ponga. Można powiedzieć, że plebania to był nasz drugi dom. Miras: – Jako ministranci mieliśmy pewien przywilej. Inni chłopcy z osiedla mogli nam tylko zazdrościć. W piątki kopaliśmy na sali piłkę. A wtedy nie było jeszcze takich boisk jak na przykład orliki. Była chmara chętnych do grania, więc założyliśmy własną ligę szóstek. Dzyrooo: – Jeździliśmy też na ministranckie obozy letnie. Było miejsce dla pięćdziesięciu z nas, dlatego każdy starał się służyć najlepiej, jak potrafił. Bo wyjeżdżali najlepsi. A ci najlepsi z najlepszych nie musieli nawet płacić. Tamte obozy wiele nas nauczyły. Na przykład tego, jak wypatroszyć rybę czy jak rozpalić ognisko.

Pomysł przy herbacie

– Starsi koledzy, czyli lektorzy, bardzo nam imponowali odpowiedzialnością i pomysłowością – opowiadają raperzy. – A co roku któryś z nas szedł do seminarium duchownego lub zakonu. W końcu i my zadaliśmy sobie to pytanie: „Czy zostać księdzem?”. Gdy powstawał Full Power Spirit, mieli po 19 lat. Służyli wtedy jako lektorzy. Mirek z Piotrkiem wcześniej występowali w dwóch różnych zespołach razem z innymi ministrantami. – Graliśmy w salce przy parafii. Najpierw rocka, później reggae. Ale z naszej szóstki czterech odeszło do seminarium – opowiada Miras. – Ja wtedy jeszcze stałem trochę z boku, bo nie grałem na żadnym instrumencie – dopowiada Dzyrooo. – Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy z Piotrkiem przy herbatce, padł pomysł, żeby coś nagrać. Inspirował nas rap. Mieliśmy program komputerowy do tworzenia bitów, więc szybko powstały tekst i pierwsze instrumentale. Dołączył Mirek. I tak to już trwa od 12 lat – kończy muzyk. – Ale najpierw był pierwszy występ… Pojechaliśmy dla draki na festiwal muzyki chrześcijańskiej do Siedlec. I wygraliśmy go – wspomina Miras. – Za rok mieliśmy przedstawić tam swój godzinny program muzyczny – dodaje. Nazwę Full Power Spirit zaproponował chłopakom ks. Rafał Jarosiewicz. On też był ministrantem w tej samej parafii. Nazwa miała być na jeden występ. Została na zawsze. FPS grają dziś 150 koncertów w roku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.