Tour de Nędza

Piotr Sacha

|

MGN 07-08/2012

publikacja 21.09.2012 10:39

Pętla na trasie trzech diecezji. Dalej, promem przez Odrę. I górska czasówka na Górze św. Anny. Na rekolekcjach bez roweru ani rusz.

Tour de Nędza Ks. Jacek Skorniewski

Gdy w lipcu najlepsi na świecie kolarze ścigają się w Tour de France, ministranci kręcą swoimi rowerami do Nędzy, niedaleko Raciborza. Tu znajduje się dom rekolekcyjny ministrantów diecezji gliwickiej. Ale oni rzadko siedzą w budynku. W ciągu 12 dni na dwóch kółkach młodsi pokonują 350 kilometrów, starsi blisko 500. Jadąc wciąż na wschód, dotarliby do... Lwowa.

W lesie

Na pierwszy turnus przyjeżdżają chłopcy z podstawówek. Na drugi gimnazjaliści i starsi. – W okolicach Nędzy jest tyle pięknych miejsc – ks. Jacek Skorniewski, duszpasterz ministrantów diecezji gliwickiej, pokazuje mapkę. – Te zielone miejsca, to lasy cysterskie – mówi. – Gdzie się nie ruszymy, trafiamy na ślady cystersów. Bo ich klasztor znajdował się 12 kilometrów stąd, w Rudach – wyjaśnia ksiądz, organizator rekolekcji.  
Do sanktuarium w Rudach ministranci jeżdżą szlakiem czerwonym, czyli „husarii polskiej”. Podobno tą drogą na Wiedeń jechał król Jan III Sobieski. Ciekawe, czy słyszał ptaki… Bo niedaleko, na skraju Nędzy, znajduje się znany rezerwat ptaków Łężczok.  Spora część rudzkiego lasu spłonęła w wielkim pożarze 20 lat temu. Pozostało ogromne pożarzysko. Rowerzyści czasem spotykają tu leśniczego. A potem, na wysokiej wieży obserwacyjnej, z wypiekami słuchają jego opowieści.

Na promie

Jeśli pogoda dopisuje, ministranci nie schodzą z rowerów. Dojeżdżają do brzegu Odry. Dawniej stał tu most, ale pod koniec wojny go wysadzono. Teraz jest prom. Płyną więc ministranci z rowerami na promie, słuchają opowieści, których nie znajdą w podręcznikach. A po drugiej stronie rzeki wyrastają już pagórki. Tam trzeba już mocniej pedałować. – Tu, w Łubowicach, urodził się wielki śląski poeta Eichendorff – przypomina ksiądz. Ale jak tu myśleć o poezji, gdy trzeba pokonać naprawdę stromy podjazd. – Kiedyś na tej górze zapytałem chłopaków: „Kto wjechał, nie dotykając nogą ziemi?” – wspomina ks. Jacek. – Zgłosiło się dziesięciu. Wszyscy w nagrodę poszli na Big Milki. Od tej pory to góra „bigmilkowa” – śmieje się ksiądz.       
Starsi ministranci najczęściej wspominają zeszłoroczny wyścig pod Górą Świętej Anny. Tam i z powrotem to w sumie 104 kilometry. – Ważne, żeby przejechać setkę – mówią kolarze. U podnóża sanktuarium zatrzymują się. Dalej jedzie tylko ks. Jacek i staje na mecie ze stoperem. A ministranci rozpoczynają jazdę górską na czas. Co pół minuty startuje kolejny ministrant. Jak w prawdziwym tour.

Tour de Nędza   Ks. Jacek Skorniewski

W kościele

Jedną z tras nazwali „Trasą trzech diecezji”. Robią na niej 20-kilometrową pętlę i poznają różne kościelne zwyczaje. Adamowice na przykład należą do diecezji katowickiej. Przy kościele Matki Boskiej Anielskiej ożywiają się więc ministranci z Katowic. – Jesteśmy u siebie – wybuchają śmiechem. I opowiadają, jaki jest ich biskup, jak wyglądają ich modlitewniki. Kilka kilometrów dalej, w Markowicach, zaczyna się diecezja opolska. A gdy wracają do Nędzy, są już w diecezji gliwickiej. Chłopcy widzą różnice, choćby w zabudowie domów i ulic.
Granica diecezji to przedwojenna granica polsko-niemiecka – dowiadują się. Do tej pory stoi tu dom, który kiedyś był budynkiem celnym. Tu pobierano opłaty od przekraczających granicę państwa.    
Po drodze często odwiedzają kościoły. Zatrzymują się na „szkoły ministranckie” – czyli rozmowy o liturgii, wspólny śpiew, czytanie Biblii. Do domu rekolekcyjnego wracają na Mszę. 

Tour de Nędza   Roman Koszowski/GN

W drodze

– Co trzeba zabrać na taki obóz? – pytam. – Kask, zapasową dętkę i dobry rower – uśmiecha się ks. Jacek. – To znaczy taki, które nie rozpadnie się po kilku dniach – dodaje. – Ale mamy własny serwis. Jeden z animatorów jest serwismenem.
Na rowerach w Nędzy ministranci jeżdżą już od 13 lat. Ich rekolekcje zawsze mają temat. Na przykład: „Znaki drogowe”. I przy znaku „Uwaga niebezpieczny zakręt” jest okazja, by pomówić o tym, co groźne dla… sumienia. I tak znaki drogowe zamieniają się w duchowe.
Starsi ministranci codziennie poznawali jednego apostoła. A jeśli w okolicy był kościół pod jego wezwaniem, kręcili tam na rowerach. Czasem nawet w deszczu. A potem jeszcze ruszali na boisko – oczywiście też na dwóch kółkach.

 

Pamiętam, gdy…

Radek Sznajder
z Katowic – parafia św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia NMP

– … podczas rekolekcji udało mi się wygrać bardzo dziwny konkurs. Opowiadałem kolegom, że czeka mnie badanie w szpitalu. Rezonans magnetyczny. Tylko, że się ja się przejęzyczyłem. I powiedziałem „renesans magnetyczny”. Ktoś inny też potem niechcący palnął coś śmiesznego. W końcu ksiądz te nasze wpadki językowe spisał na tablicy. Na koniec padł werdykt – moja wpadka była najlepsza.


Adam Stec
Z Lublińca – parafia św. Mikołaja

– … któregoś wieczoru ruszyliśmy rowerami do lasu na spotkanie w grupach. To był mój pierwszy obóz. Miałem dopiero 10 lat i krótko byłem ministrantem. Nie wiedziałem, co się święci. Dopiero, gdy animatorzy powiedzieli, że znaleźli w lesie nasze śpiwory, domyśliłem się, że nie wrócimy na noc. Starsi ministranci wszystko przygotowali w tajemnicy. Były długie rozmowy, opowiadanie leśnych historii. A w nocy – co godzinę zmiana warty.

Rekolekcje w Nędzy
I turnus:
Ministranci ze szkół podstawowych
2-13 lipca

II turnus
Ministranci z gimnazjów i starsi
16-27 lipca

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.