Groźne siostry

Adam Śliwa

|

MGN 07-08/2012

publikacja 21.09.2012 10:40

O niezwykłej przygodzie, braku nudy i o niebezpieczeństwie opowiada kapitan Tomasz Cichocki, który właśnie wrócił z rocznego, samotnego rejsu dookoła świata.

Groźne siostry Kpt. Tomasz Cichocki PAP/Barbara Ostrowska

Mały Gość: Dlaczego chciał Pan sam opłynąć ziemię?
Kpt. Tomasz Cichocki: – Jest takie znane powiedzenie Himalaistów, że oni wspinają się na góry, bo są. Ja też chciałem opłynąć kulę ziemską, bo jest taka możliwość. Oczywiście, już od wielu lat fascynuję się żeglarstwem, czytam dużo na ten temat. Samotny rejs dookoła świata, to było oczywiście spełnienie marzenia.

Pamięta Pan swoje pierwsze żeglowanie?
– Zacząłem jako dziecko. Miałem wtedy 7 lat. I to była najlepsza decyzja, jaką mogłem wtedy podjąć :)

312 dni rejsu to baaardzo długo. Jak radził Pan sobie z samotnością?
– Okazało się, że samotność niekoniecznie musi być najstraszniejszym przeżyciem podczas tej wyprawy. O wiele trudniej było znieść samotność, gdy musiałem SAM podejmować decyzje i SAM brać za nie odpowiedzialność.
Przygotowując się do takiej wyprawy, człowiek jest gotowy na wiele różnych zdarzeń, w tym na samotność.

Czy nie było Panu czasem nudno?
– Nuda?... Nie, ona z pewnością nie występuje w takich okolicznościach. Na jachcie zawsze jest coś do zrobienia. Kiedy jest całkiem spokojnie i można chwilkę odpocząć, zwykle człowiek jest otoczony piękna przyrodą.

Czy spotkał pan kogoś na morzu?
– Podczas takiego rejsu spotkanie kogoś, bezpośrednia rozmowa jest niemożliwa. Jeżeli w pobliżu pojawia się inna jednostka, to zwykle jest to ogromny statek. O rozmowie burta-burta nie ma mowy. To się nie zdarza nawet na rutach, czyli na uczęszczanych szlakach, a o Oceanie Południowym już nawet nie wspomnę :) (śmiech).

Taki rejs to pewnie mnóstwo przygód. Która zapadła Panu najbardziej w pamięci?
– Przygód rzeczywiście miałem wiele. Na samym tylko Oceanie Indyjskim przeżyłem kilkanaście sztormów. Pamiętam każdą z przygód. Nie sposób zapomnieć ani jednej chwili, która wiąże się z tak ogromnym ryzykiem.
Jedną z ciekawszych przygód były tak zwane Trzy Siostry. To zjawisko występuje niezwykle rzadko, a polega na tym, że wypiętrzają się jedna po drugiej, trzy gigantyczne fale. Miałem wątpliwą przyjemność poznania ich niszczycielskiej siły na własnej skórze. Jacht i ja wyszliśmy z tej przygody z ogromnymi stratami.

A która chwila była najbardziej niebezpieczna w czasie rejsu?
– Ta chwila trwała pół roku, czyli głód. Po przygodzie z Trzema Siostrami straciłem połowę jedzenia. Przez pół roku jadłem, co drugi dzień. To było bardzo niebezpieczne, bo w warunkach, jakie funduje Ocean Południowy, organizm ma konkretne potrzeby. Było mi ciężko.

W które miejsce chciałby pan jeszcze kiedyś wrócić?
– Horn – na pewno chciałbym wrócić na ten przylądek. To straszne i zarazem piękne miejsce na Ziemi. Ma jakąś niepojętą siłę przyciągania. Tam wrócę i mam nadzieję, że już niebawem.

 



Rejs kapitana Tomasza Cichockiego
Ambitny plan opłynięcia samotnie świata bez zawijania do portów zrodził się w głowie kapitana Cichockiego w 2003 roku. Przygotowania trwały osiem lat. Żeglarz wystartował z Brestu we Francji, potem oceanem Atlantyckim przedostał się na półkulę południową. Przy Przylądku Dobrej Nadziei wpłynął na Ocean Indyjski.
Kolejnym ważnym punktem był Przylądek Leeuwin, najbardziej wysunięta na południowy zachód część Australii. Tam przed żeglarzem otworzył się największy i jeden z najbardziej niebezpiecznych akwenów – Ocean Spokojny. Po kilku miesiącach kapitan Cichocki dopłynął do przylądka Horn. Pokonanie tego miejsca oznaczało, że najgorsze za nim. Stamtąd wrócił na Atlantyk i obrał kurs na port startu, czyli Brest.
Samotny rejs dookoła świata trwał niecały rok, od lutego 2011 roku do maja 2012. Kapitan Tomasz Cichocki, to doświadczony żeglarz. Przepłynął do tej pory dwa razy w jednym sezonie ocean Atlantycki, kilka razy przepłynął też Bałtyk i Morze Śródziemne.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.