Słabi z mocnymi

MGN 04/2003

publikacja 07.04.2012 17:30

W „Arce” żyją razem osoby z upośledzeniem i osoby, które im towarzyszą. Jedni słabi, drudzy silni. Słabi potrzebują silnych, ale silni nie mogą żyć bez słabych.

W Polsce pierwszy dom „Arki” powstał w Śledziejowicach, niedaleko Wieliczki,. Dom, jak wiele innych we wsi. Tak, jakby mieszkała w nim zwyczajna rodzina. Drzwi otwiera Cecylka. Fartuszek założony na granatowym swetrze każe się domyślać, że dziewczyna wybiegła właśnie z kuchni. – Nie ma Mariusza – mówi trochę niewyraźnie. – On poszedł, wróci później – uśmiecha się trochę nieśmiało. Nie bardzo rozumiem. Przecież byliśmy umówieni. Wszystko się zgadza. Jest piątek, po dziesiątej, Śledziejowice 83. Z piętra schodzi Berni. – Mariusz jest w warsztacie – wyjaśnia spokojnie. – Jeśli chcesz, możesz tam podejść. To niedaleko. Słońce przygrzewało tego dnia dość mocno, stapiając reszki śniegu w ogrodach resztki śniegu. Na drodze nie było żywej duszy. Tylko śpiew ptaka przerywał ciszę podkrakowskiej wsi. To chyba skowronek po raz pierwszy w tym roku zdecydował się zaśpiewać.

Słabi z mocnymi   Wojtek pracuje razem z osobami upośledzonymi w warsztatach. W Śledziejowicach mieszka już od 17. miesięcy. O „Arce” powiedział mu kolega. fot. Marek Piekara Czekoladki na powitanie
Na studiach w Krakowie Mariusz zetknął się z ruchem „Wiara i Światło”. Stamtąd trafił do Wspólnoty „Arka” w Śledziejowicach i już został. – Pamiętam dzień, w którym tu przyjechałem – wspomina. – Wchodzę z rzeczami do mojego pokoju, a na biurku leży kartka: „Witaj w domu” z podpisami wszystkich mieszkańców i dołączonymi czekoladkami. Gospodarz zaprasza do kuchni. Siadamy przy stole i od razu czuje się atmosfer ę domu. W piątki zawsze Cecylka razem z Mariuszem gotują obiad. To ich dyżur. Oboje krzątają się więc po kuchni. A to Cecylka pomaga Mariuszowi, a to Mariusz Cecylce. – Cecylka świetnie gotuje – mówi Mariusz, a ona trochę zawstydzona, jeszcze bardziej pochyla głowę nad ziemniakiem, którego właśnie bardzo dokładnie obiera. – Najbardziej lubi smażyć naleśniki i placki ziemniaczane. Ale dzisiaj na obiad zaplanowaliśmy zupę jarzynową, ryż z fasolą i sałatę z kapusty pekińskiej. Cecylka to osoba z upośledzeniem umysłowym. Mariusz jej towarzyszy. W „Arce” mówi się o takich „asystent”. Cecylka bardzo go lubi. Mariusz jest jej przyjacielem. Ale pewnie też i mamą, i tatą. – Moja mama już umarła – powtarza co chwilę, a w oczach za każdym razem pojawiają się łzy. – Ale Cecylka ma jeszcze siostrę – dodaje Mariusz, widząc, że posmutniała. – O, tak – ożywia się dziewczyna. – Kiedyś, jak przywiozła jajka, zrobiliśmy jajecznicę z osiemnastu sztuk na trzy osoby! – śmieją się oboje.

Dwunastoosobowa rodzina
W domu, oprócz Cecylki, mieszkają jeszcze Janek, Agata, Ala, Michał i Karol. To też osoby upośledzone. Ala mieszka w domu „Arki” 21 lat, czyli od kiedy powstał. Potem dołączył Karol. On jest najstarszy. W ubiegłym roku skończył 50 lat. Bardzo lubi czytać. Interesuje się historią, geografią. Ma doskonałą pamięć do faktów i dat. Jego tata był profesorem historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Karol jest zaprzyjaźniony z miejscowym księdzem. Lubi go odwiedzać i rozmawiać na przykład o tym, co przeczytał w Piśmie Świętym. Bardzo wcześnie wstaje, żeby czytać i pisać. Denerwuje się, kiedy brakuje mu na to czasu. Niektórzy asystenci mieszkają i pracują tylko w domu. Inni mieszkają w „Arce”, ale pracują w warsztacie. Jeszcze inni dojeżdżają. Mariusz, od kiedy się ożenił, jest w „Arce” od poniedziałku do piątku. Cecylka to rozumie, ale jeszcze nie bardzo się z tym zgadza. Chciałaby, żeby było jak kiedyś, żeby Mariusz był przez cały czas. W śledziejowickiej „Arce”, oprócz Mariusza są jeszcze inni asystenci: Marta, Monika, Jola, Bernadeta i Wojtek. Berni, czyli Bernadeta, pochodzi z Lubelszczyzny. Po studiach przyjechała do Śledziejowic i jest tu już siedem miesięcy. Zajmuje się domem. Teraz przerwała na chwilę prasowanie, by usiąść z nami do przedpołudniowej kawy. Nie wie, jak długo zostanie. Na razie nie planuje powrotu. Dobrze jej w „Arce”.

Najlepsze miejsce
Asystent Wojtek pracuje z osobami w warsztatach. Tu praca wre. W stolarni przygotowują deseczki pod ikony, wykonują drobne drewniane zabawki, wieszaki. Zdarza się nawet, że odrestaurowują meble. W pracowni świeczkarsko-ceramicznej nadają przeróżny kształt woskowi albo glinie i tworzą świeczki, miseczki, kubki. I wreszcie trzecia pracownia: rękodzielnicza. Tu malują, rysują, tkają. Wykonują kartki okolicznościowe. Każda osoba przychodząc do warsztatu może sobie wybrać, czym chciałaby się zajmować. Michał na przykład uczył się stolarki, a po pewnym czasie odkrył, że lubi malować i dobrze mu to wychodzi. – Czasem, gdy odwiedzają ich rodzice – mówi Mariusz – nie poznają swoich dzieci. – „Arka” to dla nich najlepsze miejsce – mówi Wojtek. – Nie ma lepszego. Pracę zaczynają o dziewiątej rano i przez cztery godziny pracują do obiadu. O 15.00 wracają jeszcze na dwie godziny. W piątek każdy otrzymuje kilkanaście złotych kieszonkowego. Bardzo na ten dzień czekają.

Słabi z mocnymi   WOJCIECH KIJKOWSKI / AGENCJA GAZETA Ważne spotkania
Spotkania przy stole są w „Arce” bardzo ważne. – Ciekawym dniem są czwartki – mówi Mariusz. – Wówczas razem przygotowujemy kolację. A po deserze siadamy w salonie i rozmawiamy o tym, co się wydarzyło i co będzie się działo w najbliższym czasie. Każda z osób i asystentów może się wypowiedzieć. – Czasem się kłócimy – wtrąca Cecylka. – Jak to w rodzinie – śmieje się Mariusz – ale to nie trwa długo. W jadalni wisi wielki kalendarz. Na nim zaznaczone są daty urodzin mieszkańców domu, ich rodziców, przyjaciół, a nawet księdza kardynała Franciszka Macharskiego. Wszyscy go bardzo lubią i cieszą się, kiedy przynajmniej jeden raz w roku ich odwiedza. Urodziny to zawsze w „Arce” wielka uroczystość. Solenizant siada na specjalnym miejscu i może zaprosić swoich gości. Bardzo lubią, kiedy przychodzi dużo osób.

Powołanie do „Arki”
Arka to nie tylko praca, ale powołanie. Jeżeli ktoś przyjeżdża tu z drugiego końca Polski, to znaczy, że Bóg to jakoś wcześniej zaplanował. Nie szukamy do „Arki” łatwych osób. Wierzymy, że jeśli jakaś osoba tu przychodzi, to znaczy, że bardzo tego chciała i że Bóg ją tu przysłał. Podobnie jest z asystentem. Przychodzą do nas ludzie bardzo często po studiach i zajmują się sprawami prostymi: sprzątają, gotują, prasują, szorują łazienki, robią zakupy, ale przede wszystkim towarzyszą osobom w ich wzroście. Po pewnym czasie, kiedy są już dłużej, odkrywają własne ograniczenia i widzą, że od osób upośledzonych też się czegoś uczą. Nawzajem siebie potrzebują. – To niesamowite doświadczenie – mówi Mariusz – kiedy na początku wydawało mi się, że to ja będę prowadzić osoby, a w pewnym momencie zobaczyłem, że to obustronne. – Cecylka też jest osobą, która mi towarzyszy i pomaga. Pokazuje piękne rzeczy, zadaje różne pytania: „Dlaczego musisz odjeżdżać?”, „Dlaczego Cię tak długo nie było?”, „Tęsknię za Tobą”. Dla nich nie jest ważne, jaka jest moja przeszłość, ile mam pieniędzy, jak wyglądam, czy jestem inteligentny, jaka jest moja wiara. Tylko jedno jest ważne: „Czy mnie kochasz?”. Każdego dnia trzeba na nie odpowiadać, czyli okazywać im zainteresowanie i odkrywać piękno w nich ukryte. – To dobra szkoła życia – mówi Wojtek. – Pomaga rozpoznać, co chciałoby się robić. Tu uczę się życia z ludźmi. Poznaję całkiem inny świat i siebie w innych niż dotąd sytuacjach. Przed przyjściem do „Arki” żyłem całkiem inaczej. Tu zmienia się charakter człowieka. Wychodzi na to, że my też tu korzystamy.

Pierwsza Wspólnota „Arka” powstała w 1964 roku. Założył ją Jean Vanier, syn gubernatora Kanady, marynarz, potem profesor filozofii i psychologii. Kiedyś spotkał upośledzonych umysłowo Raphaela i Philippa. Po śmierci swoich rodziców większość życia spędzili oni w szpitalu psychiatrycznym. Jean Vanier kupił mały domek na północ od Pary˝a i postanowił zamieszkać razem z nimi. Obecnie takich domów, gdzie asystenci mieszkają i pracują razem z osobami upośledzonymi, jest kilkaset w różnych zakątkach świata. W Polsce pierwsza wspólnota „Arki” powstała w 1981 roku w Śledziejowicach, niedaleko Wieliczki. Oprócz tego jest jeszcze dom w Wieliczce, Poznaniu i we Wrocławiu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.