Nawracanie głowy

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 11/2004

publikacja 02.04.2012 18:32

Drogi Mędrcze! Moja najlepsza przyjaciółka z klasy jest osobą, która wiarę trzyma na dystans, a ja jestem osobą głęboko religijną.

Nawracanie głowy

Często opuszcza Mszę świętą niedzielną. Wiedząc, jaki jest mój pogląd na wiarę, często na lekcji religii wraz z innymi szydzi z Kościoła. Staram się ją nawracać, ale częste próby kończą się niepowodzeniem. Co mam zrobić z moją przyjaciółką? Zatroskana

Droga Zatroskana.
Kiedy malarz tworzy czyjś portret, zazwyczaj patrzy na portretowaną osobę i przenosi na płaszczyznę to, co widzi. Czasem maluje z fotograficzną dokładnością, czasem tworzy według swojego stylu. Czasem są to dzieła wybitne, a częściej takie sobie. Ale niechby ten portret namalował sam Leonardo, to i tak zawsze to będzie obraz, a nie portretowana osoba. Portret nie ożyje, nie zacznie się ruszać i raczej nic nie powie. W każdym razie nic mądrego. – To każdy wie – powiesz może. Ejże, na pewno? Przecież wygląda na to, że właśnie próbujesz koleżance zawiesić na sercu namalowany przez siebie portret. Bo kiedy ją „nawracasz”, nie przedstawiasz jej przecież Pana Boga, tylko swoje o Nim wyobrażenie.

Takie własne malowidło, bardzo dalekie od oryginału, bo Boga nikt idealnie nie potrafi namalować. Co prawda każdy taki „portrecista Boga” uważa się za świetnego artystę, ale oglądający często jest innego zdania. Wtedy poirytowany „nawracacz” podtyka swój obraz pod nos nawracanemu i krzyczy: „Czemu ci się nie podoba? Natychmiast masz się nim zachwycić! Rozumiesz? To jest Pan Bóg!”. A guzik! To nie jest Pan Bóg, tylko Jego kiepski portret. Często jest tak, że my wszyscy, z całym naszym nawracaniem, przesłaniamy innym prawdziwego Boga. Chciałabyś poślubić chłopaka, którego nigdy nie spotkałaś, a o którym Ci tylko ludzie mówią?

Może i pokazują zdjęcia, opisują, jaki jest świetny, ale jeśli nigdy z nim nie zamieniłaś słowa, raczej się w nim nie zakochasz. Twoja przyjaciółka musi się spotkać osobiście z Bogiem, a nie – przepraszam za porównanie – swatką. Nie znaczy to wszystko, że ma Ci być obojętna wiara Twojej przyjaciółki, ale nie tak powinno się do tej sprawy podchodzić. Jak to się mówi: „Nie rozmawiaj z nią o Bogu, ale z Bogiem o niej”. Bo od ludzkiego gadania mało kto z ludzi się nawraca. Ludzie zmieniają się raczej pod wpływem obserwacji. Jeśli zobaczą, jak żyjesz, może zadadzą sobie pytanie, dlaczego tak żyjesz. Bo na razie to koleżanka po prostu nie widzi powodu, żeby coś ze sobą zrobić.

Bóg wydaje się jej nudny i bezsilny. Jej, jak to nazywasz „szyderstwa” na religii, to też nic innego, jak tylko natarczywa prośba, żeby ktoś wreszcie dostarczył jej przekonujący powód, dla którego miałaby uwierzyć. Nie chodzi więc o to, żebyś poprawiała własnoręcznie wykonany portret Pana Boga, tylko żebyś wpatrywała się w oryginał. Wtedy Ty się odmienisz. Mało kto będzie tak twardy, żeby nie zapytać: „Co się stało, że tak wypiękniałaś?”. Wówczas Twoja reakcja nie będzie nachalnym nawracaniem, tylko odpowiedzią na pytanie. Powiesz jej o tym, co Bóg zdziałał w Tobie, a nie o tym, co powinien zdziałać w niej. I tyle. Nie wyręczaj Pana Boga, tylko dopuść Go do koleżanki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.