Przyjaciel ojcem chrzestnym

FILIP WINDAK, fizjoterapeuta

|

MGN 10/2009

publikacja 06.01.2012 17:16

Moi rodzice nie ochrzcili mnie w dzieciństwie. Na początku szkoły podstawowej nie chodziłem na religię, ale ponieważ musiałem spędzać wolny czas w szatni albo w bibliotece, rodzice stwierdzili, że lepiej będzie, jeśli zostanę na katechezie.

Filip Windak Filip Windak
fizjoterapeuta
fot. ROMAN KOSZOWSK

Ksiądz Janusz przyjął mnie bardzo ciepło, choć od początku wiedział, że nie jestem ochrzczony. W liceum mój przyjaciel Lucek podsunął mi małą książeczkę „Miłość bez granic”, będącą syntezą Ewangelii św. Jana. Zacząłem rozumieć więcej. To, czego uczy Jezus Chrystus, wydało mi się warte przyjęcia.

Dziś Lucek jest nie tylko moim przyjacielem, ale również moim ojcem chrzestnym. Ostatecznie jednak do Kościoła zaprowadziła mnie… trąbka. Grałem na tym instrumencie i zawsze marzyłem, żeby zagrać w świątyni.

Porozmawiałem z ojcem Tadeuszem, który uczył religii w moim liceum, i on zaprosił mnie do grania na Pasterce. Zacząłem przychodzić do kościoła, żeby poćwiczyć.

Coraz bardziej interesowało mnie to, co się tam dzieje. Z zaciekawieniem obserwowałem Msze, słuchałem kazań. Coraz częściej myślałem o tym, by przyjąć chrzest.

Nie pamiętam wiele z tej uroczystości – byłem zbyt przejęty. Jednak od tego czasu sporo zmieniło się w moim życiu. Cały czas uczę się, że to nie ja mam być na pierwszym miejscu.

To moje zmagania z samym sobą: czy wybrać swoje przyjemności, czy dobro drugiego człowieka. Cieszę się, że moi rodzice i dziadkowie zaczęli interesować się Kościołem, zaczęli przychodzić do kościoła. Wreszcie, sam zostałem chrzestnym

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.