Dobry marketing

Piotr Sacha

|

MGN 01/2012

publikacja 15.02.2012 10:59

Co wspólnego ma piłka Barcy z komeżką? – drapią się po głowach czwartoklasiści. I niemal w tej samej chwili kilku z nich postanawia zostać ministrantem.

Dobry marketing Ministranci w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach Roman Koszowski/GN

Kolorowe ulotki rozdają w szkole. Zabierają je nawet na kolędę. – Zostań ministrantem! Zbiórka o 9.00 w sobotę – zachęcają chłopaków. Prowadzą też znakomitą stronę internetową. – To taki nasz ministrancki marketing – uśmiecha się animator Dawid Domański. – Ale… – zaraz dodaje – na nic się zda marketing bez modlitwy.

Piłka i komeżka

W czwartej klasie na religii spore zamieszanie. Do sali wpadli właśnie Dawid i Karol. Pokazują oficjalne piłki FC Barcelony i… stroje ministranckie. – Co to ma wspólnego z komeżką? – drapią się po głowach uczniowie. – Chodźmy na boisko – rzucają błyskawicznie. – Tymi piłkami grają tylko ministranci – dodaja.
– W szkole podstawowej byliśmy dwa razy – opowiada Dawid Domański. – Trzecio- i czwartoklasiści zadali nam mnóstwo pytań. Zapewniali, że przyjdą na zbiórkę. Nie przyszedł nikt. Rozdaliśmy wtedy dużo ulotek, ale… zabrakło modlitwy – wspomina Dawid. – Nie poddajemy się jednak – dodaje. – Po dwóch tygodniach znów poszliśmy do szkoły. Dziś mamy siedmiu nowych ministrantów!
– Dziewczyny też pomagały – przyznają chłopcy. – Nie mogą być u nas ministrantkami, ale mogą rozdawać ulotki i zachęcać kolegów do służby przy ołtarzu.

Najważniejsza sprawa

Piłki Barcy to nagrody dla najlepszych ministrantów w parafii. Ale chłopców z IV klasy nie piłki przyciągnęły do kościoła na katowickim osiedlu Witosa. – Wolę Real Madryt – śmieje się Bruno Bukalski. – A ja kibicuję Manchesterowi – mówi Patryk Donerstag. O ministrantach obaj dowiedzieli się podczas akcji w szkole. – Najważniejsze jest to, żeby służyć Bogu – mówią poważnie kandydaci na kilka dni przed przyjęciem do grona ministrantów. – A ping-pong, bilard i piłkarzyki? – dopytuję. – Też są super!
Na Witosa ministranci grają ze sobą po zbiórkach. Chyba, że mają trening. Piotrek jeździ konno i trenuje szermierkę. Filip kopie piłkę w Gieksie. A Piotrek i Dawid sporo czasu spędzają na pływalni. Za to Paweł jest świetnym szachistą. Mateusz natomiast ma pomarańczowy pas w Tai Jutsu. – To takie mieszane sztuki walki – tłumaczy.

Cyberdzwonki

Niedawno, w dniu swojego patrona św. Tarsycjusza, ministranci wystąpili przed rodzicami. Zapalili świece i zaśpiewali po angielsku piosenkę „Awesome God”. – Ćwiczyliśmy dwa miesiące – wspomina Mateusz Dębski. – Najpierw przetłumaczyłem tekst na polski. Ale chłopaki zażądali: „Chcemy wiedzieć, o czym śpiewamy”. A potem ścigali się z rodzicami w komputerowej grze Need for Speed.
Po zbiórce niektórzy zostają dłużej ze sobą. Na swoją stronę internetową do działu „Wygadani ministranci” wrzucili zapis tych rozmów. – Każdy może nam zadać pytanie – zapewnia Dawid. Na przykład: Jak będzie wyglądała służba ministrantów za 100 lat? Chłopcy uruchamiają wyobraźnię: Bartek: – Będą cyberdzwonki! I ruchome schody na prezbiterium. Patryk: – Będziemy mieli inne stroje. Może kielich będzie się sam rozkładał? Dawid: – Może wymienimy dzwonki na głośniejszy model, mogłyby jeszcze emitować jakieś efekty świetlne...

Facet w piżamie

W parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach ministranci chodzą już po kolędzie. To dobra okazja, by zachęcić do służby nowych. – I ja zwykle, nie brakuje historii, które wspominamy potem latami – przyznają chłopcy. – Pukamy. Wychodzi facet w piżamie. Mówi, że nie ma pieniędzy i zamyka nam drzwi przed nosem – śmieje się Mateusz Sadowski.
– W jednym mieszkaniu daliśmy z kolegą zdrowo czadu – uśmiecha się Dawid Domański. – Śpiewaliśmy wszystkie zwrotki kolęd z książeczki. W końcu mieszkańcy wyszli do kuchni, a my śpiewaliśmy dalej – wspomina.
Każdy z ministrantów należy do jednej z trzech grup: choralistów, ministrantów światła i ministrantów księgi. Raz w tygodniu uczą się czegoś nowego. Grupa, która w miesiącu zbierze najwięcej punktów, w nagrodę jedzie do kina, McDonald’sa albo aquaparku. – Ale jeździmy też na wycieczki-pielgrzymki z księdzem – mówi Mateusz.
Czasem ministranci krążą po osiedlu 9-osobowym… volkswagenem. – Po wieczornej Mszy jest już ciemno. Wtedy rozwożę młodszych kolegów do domu – opowiada student Dawid. – Samochód jest pełny. Śmiejemy się tak głośno, że nieraz nie słychać nawet silnika.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.