nasze media Mały Gość 04/2024

Krzysztof Kwaśniewicz

|

MGN 02/2007

dodane 10.03.2012 18:15

Z wiatrem w zawody

W Australii o tej porze roku nie ma śniegu. Tak jak i u nas. Skoro więc z nart nici – lepiej popływać. Na czas.

Regaty Sydney Hobart to jedne z najsłynniejszych morskich wyścigów na świecie. Biorą w nim udział najnowocześniejsze jachty świata, zwykle specjalnie budowane po to, by wygrać te zawody. Trasa wyścigu wiedzie z Sydney w Australii do Hobart na Tasmanii. 630 mil morskich, dzielących te miasta, najszybsze z żaglówek pokonują w czasie niecałych dwóch dni. Kiedy wypływają, cała powierzchnia wody pokryta jest kolorowymi żaglami. W jednych regatach może brać udział nawet ponad 300 statków. Oczywiście na początku, bo rzadko kiedy kończy zawody tyle samo łódek, ile było na starcie.

Kolumb zostaje z tyłu
Udział w wyścigu mogą brać rozmaite rodzaje łodzi. Od niewielkich długości 10 m, po jachty klasy „maxi”. Nie ma dwóch takich samych. Wszystkie jednak budowane są tak, by być jak najszybsze. Największe mają 30 m. To już prawdziwe okręty (statki, na których Kolumb popłynął na poszukiwanie Ameryki, były mniejsze – największy z nich, Santa Maria, miał około 21 m). To prawdziwe majstersztyki sztuki szkutniczej. Od ponad 60 lat, od kiedy rozgrywane są te regaty, widziano najrozmaitsze konstrukcje. Drewniane, z włókna szklanego, aluminiowe, stalowe, kevlarowe, a nawet jeden wykonany z żelbetu. Dziś wśród materiałów króluje niepodzielnie włókno węglowe (używane też do produkcji żagli), i inne technologie epoki lotów w kosmos.

Szybki dziki owies
Nawet najnowocześniejsza technika nie zapewni jednak zwycięstwa. Często nawet nie jest w stanie zapewnić ukończenia wyścigu. W 2006 roku na 78 startujących załóg, do mety dopłynęło 69. To całkiem niezły wynik w porównaniu z rokiem 1998, kiedy w Hobart zameldowały się tylko 44 jachty ze 115 rozpoczynających zawody. Wtedy jednak na morzu szalał sztorm i nie obyło się nawet bez ofiar śmiertelnych. Wraz ze zmieniającymi się statkami zmieniają się też wyniki osiągane przez najlepszych. W pierwszych regatach, w 1945 roku, najszybszy jacht minął linię mety po prawie tygodniu. Dziś potrzeba na to 2 dni. Najlepsi potrafią tego dokonać nawet jeszcze szybciej. W 2005 australijski Wild Oats XI przypłynął do mety po 1 dniu, 18 godzinach, 40 minutach i 10 sekundach. 

Rajd staruchów
Być najszybszym to wcale jednak nie znaczy zwyciężyć. W tym roku na mecie pierwszy był Wild Oats XI z czasem 2:08:52:33. Jednak zwycięzcą został drewniany jacht Love & War, którego czas wyliczono na 03:22:02:37. Wyliczono – bo o wyniku regat decyduje tzw. czas poprawiony, który oblicza się na podstawie czasu rzeczywistego i szeregu parametrów dotyczących łódki. Dzięki temu zeszłoroczne zawody wygrała niemłoda już jednostka – wybudowana w 1973 r. – której ten sukcesu udało się osiągnąć po raz trzeci. Wiek jachtu – 36 lat – jest jednak mało imponujący w zestawieniu z wiekiem najstarszego uczestnika regat. John Walker, 84-letni Australijczyk, dowodzi łodzią Impeccable. W zawodach bierze udział już po raz 23. Jego rekord ma jednak szanse pobić Will Ryan z jachtu Wot’s Next, który właśnie (w Boże Narodzenie) obchodził 18. urodziny, a startował pierwszy raz. Teraz wszystko w jego rękach… Regaty rozpoczynają się zawsze 26 grudnia o godzinie 13.00. Pierwsi są na mecie po około 2 dniach. Ostatni za to płyną nieraz i tydzień, tak że do Hobart docierają już w następnym roku. Czyli całkiem niedawno. Jednak liczy się sam fakt ukończenia wyścigu. To tak jak z samochodowym rajdem Paryż – Dakar: żeby dojechać do mety, trzeba nie lada umiejętności. I dla wielu żeglarzy samo to, że brali udział w regatach Sydney Hobart, dostarczy takich przeżyć, że w opowieściach będą fale dwa razy wyższe, jachtów dwa razy więcej, a Cape Howe groźniejszy niż Cape Horn

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..